niedziela, 29 września 2013

Eren X Reveille rodział 1

W jednostce wojskowej dzien dobiegal konca. Zolnierze patrolujacy poza murami wrocili do bazy. Nie byli zadowoleni z dzisiejszego dnia. Stracili kilka osob, zabijajac tylko jednego tytana. 
Eren szedl przed siebie zawiedziony swoimi umiejetnosciami. Sytuacja nie byla na tyle powazna aby musial sam przybrac forme tytana, ale gdyby w pore nie pojawil sie Levi nie wiadomo do czego by doszlo.
Obok niego szedl czarnowlosy tez trwajac w milczeniu. Nie ukazywal zadnych emocji, rzadko jakiekolwiek pojawialy sie na jego twarzy. Jego mimika konczyla sie na podniesieniu brwi, czy zmarszczeniu czola kiedy byl zly, ale kiedy pojawiala sie jakas szczesliwa wiadomosc nie usmiechal sie. To tak jakby odrzucil mysl o tym ze dobre rzeczy tez czasami moga sie przytrafic.
- Moglo pojsc lepiej, nie uwazasz Kapitanie? 
Levi spojrzal na niego katem oka, i skinal glowa.
- Ten tytan byl inteligentny, a my nie tego sie spodziewalismy. - odparl zwalniajac troche kroku.
Za nimi pojawil sie Armin i siostra Erena,  Mikasa. Dziewczyna spojrzala na czarnowlosego.
Od zawsze go nie lubila. Nawet tego nie ukrywala, od kiedy podniosl reke na jej brata stracil w jej oczach wszystkie dobre cechy jakie myslala ze posiada. 
Blondyn przerwal narastajaca cisze, ktora zaczynala robic sie krepujaca. 
- Na gorsze dni najlepsza jest impreza! - krzyknal usmiechniety. 
- Impreza? - powtorzyla Mikasa zdziwiona. Blondyn nigdy nie wydawal sie tak odwazny by sam zaczac konwersacje.
- Masz racje, sama bym cos wypila. - powiedziala po chwili, usmiechajac sie. 
Mikasa usmiechajaca sie to bylo dla nich wszystkich cos nowego.
- Skoro ty Mikasa, to ja tez. - dodal Eren rowniez sie usmiechajac. 
Teraz brunet spojrzal na Leviego. Wygladal jakby w ogole ich nie sluchal, musial nad czyms rozmyslac. 
Jednak to zaniepokoilo Erena, bo w tamtej chwili wydawalo sie jakby byl... smutny? 
Czy on w ogole zna takie uczucie jakim jest "smutek"? 
- Kapitanie, wybierzesz sie z nami? - zapytal Armin patrzac na niego uwaznie.
On zerknal na nich w jednej sekundzie odbierajac im na to cala nadzieje. Nie spodziewali sie jednak tego, ze sie zgodzi.
- Ten jeden raz, moge. - odpowiedzial spokojnie, przenoszac wzrok na Erena a potem na swoje buty.
- Znam swietna knajpe niedaleko, chodzmy! - zapiszczal podekscytowany.
Wszyscy procz czarnowlosego wybuchli glosnym smiechem slyszac jaki blondyn wydal  z siebie dzwiek.
Kilka ulic dalej znalezli to o czym mowil Armin. Nie duzy bar na skraju ulicy. 
Weszli do srodka, siadajac przy oknie. Siedzacy obok Erena Levi stukal palcami o drewniany stolik, brunet byl odwrocony w inna strone wiec nie wiedzac ze to moze byc jego Kapitan, krzyknal glosno.
- Do cholery jasnej moglabys przestac! - odwrocil sie w bok, i spotka zimne jak lod spojrzenie mezczyzny. 
Przerazony dodal  - Mikasa.. 
Armin przerwal to przynoszac na stol dwie duze butelki wodki. Rozdal wszystkim kieliszki i zaczal nalewac do nich trunku. 
- Za lepsze dni! - krzyknela Mikasa a za nia prawie wszyscy.. 
Chcieli sie usmiechnac ale smak przerazajaco mocnej wodki im tu uprzykrzyl. 
Po kilku nastepnych kieliszkach atmosfera rozluznila sie i nawet oschly Levi czasami dodal cos od siebie. 
 - Smakuje Ci? - zapytal Levi, usmiechajac sie niepokojaco uprzejmie. 
Eren zdziwil sie, wprawdzie nie mogl uwierzyc wlasnym oczom. 
Brunet pokiwal glowa, i chcial odwzajemnic usmiech ale cos wlasnie wytracilo go z tropu.
- Dolac ci? - Dodal przysuwajac sie do niego odrobine.
Brunet obok nie czul dyskomfortu z bliskosci Leviego, nawet nie zwracal na to uwagi, ale wszystko obserwujaca Mikasa dobrze wiedziala ze cos jest nie tak.
Spojrzala podejrzliwie na kapitana, ktory wygladal juz na niezle wstawionego. Myslala nad tym chwile jednak alkohol to alkohol wszystkich zmienia. 
Nawet takiego zimnego drania jakim jest on.
Wszyscy bawili sie doskonale, blondyn rozmawial z Mikasa wspominajac smiesze sytuacje z ich dziecinstwa, Eren i Levi zaczeli pic coraz wiecej i coraz szybciej. 
Jakby to mial byc jakis pojedynek, pili  i pili nie myslac o pozniejszych konsekwencjach.
W koncu alkohol sie skonczyl, i postanowili wrocic do swoich namiotow. Jutro po poludniu mieli stawic sie na kolejnym waznym patrolu.
Namioty Mikasy i Armina byly na koncu wioski, a Erena i Leviego na poczatku. 
Oczywistym bylo ze mieli je osobno, z racji tego ze Reveille jest Kapitanem chlopaka.
- Odprowadzic cie, Eren? - spytala Mikasa zerkajac na Leviego.
Brunet usmiechnal sie w wyjatkowo pijackim stylu, i pokiwal przeczaco glowa. 
Kiedy jest pijany, robi sie bardzo beztroski. 
- Nie tszeba.. - wymamrotal - Levis mnie odprowadzi. Co nie Levis. - dodal sciskajac go za policzek.
Czarnowlosy spojrzal na niego zdziwiony, i jakby odrobine zazenowany cala ta sytuacja nie czekajac na pozegnanie po prostu odszedl.
- Co za ignorant. - prychnela Mikasa odchodzac z blondynem.
Pijany chlopak szedl za Kapitanem chwiejac sie na boki. Ludzie przygladali sie im zszokowani. Nigdy nie widzieli aby ich Kapitan wracal wlasnie pijany. Szedl przed siebie nie zwracajac uwagi na szepty innych zolnierzy.
Eren szedl obok niego usmiechajac sie do siebie, i nucac cos pod nosem.
Zirytowany Rivaille postanowil w delikatny sposob zwrocic mu uwage.
- Moglbys sie zamknac? - zapytal, jednak na nic zdaly sie jego prosby gdyz ten chlopak juz dawno go nie sluchal.
Uniosl glowe do gory, a kosmyki wlosow przyslonily mu oczy. Otworzyl delikatnie usta, po chwili zamknal je i sie usmiechnal.
Levi przelknal sline, patrzac na chlopaka.
- Jakie piekne mamy dzis niebo! - wykrzyknal pokazujac swiatu szereg swoim sniezno bialych zabkow.
Levi spojrzal w gore, i wzruszyl ramionami.
- Zawsze wyglada tak samo. - odrzekl obojetnie.
Eren pokiwal glowa.
- Nie badz taki gruboskorny, Levi. - powiedzial nagle, szturchajac go lokciem.
- Levi? - powtorzyl zdziwiony.
- Mhm! To bedzie od dzisiaj twoj pseudonim. - zachichotal, znowu go szturchajac.
Kapitan westchnal gleboko, zero szacunku do jego osoby. A przeciez nie byl byle kim, byl Kapitanem i ma nawet nasze by awansowac wyzej.
- Ales ty jestes upierdliwy. - powiedzial  ciezko, idac w strone swojego namiotu. 
Brunet pozegnal go usmiechem, i sam wszedl do swojego.
Zasnal bardzo szybko, jednak co noc kiedy sie kladl zdawal sobie sprawe ze moze do kogos w nocy "wpasc". Lunatykuje od czwartego roku zycia. Chcial zeby to byli wszyscy, wszyscy oprocz Leviego. Zycie jednak nie zawsze wysluchuje naszych prosb. Czasami nas najnormalniej w swiecie ignoruje.
Pomimo ze bylo juz pozno, Kapitan nadal sie spal. Lezal przy pol zywej lampce, wpatrujac sie w szaro bury kolor namiotu.
Nagle zerwal sie kiedy uslyszal jak ktos probuje sie dostac do srodka. Kto osmielil sie zaklocac jego spokoj. Oczywiscie nie zdawal sobie sprawy ze stoi przed nim wlasnie trwajacy nadal we snie chlopak.
- Eren? - zapytal szeptem, widzac przed soba pol nagiego bruneta. 
Patrzyl sie na niego, pomimo ze tak naprawde nadal spal. Levi pomachal mu dlonia przed oczyma jednak nie bylo z jego strony zadnej reakcji.
Nie zwazajac na protesty Kapitana wszedl do srodka jego swiatyni. Jedynego miejsca w ktorym mogl spokojnie posiedziec w ciszy.
Rivaille patrzyl sie na niego zszokowany, kiedy on zaczal sciagac swoje spodnie. I siedzial w samej bieliznie usmiechajac sie.
W tak wyjatkowo dziwkarski sposob. Kim w takim razie w ogole jest ten chlopak, skoro w srodku nocy wyczynia takie rzeczy?
Potem przysunal sie do niego odrobine, w jego oddechu czuc bylo alkohol i dlonmi polozyl go na materac. 
- Co ty wyprawiasz. - szepnal  - Ah-h
Poczul jak dlon chlopaka masuje przez material spodni jego meskosc. Robil to cholernie dobrze, tak jakby znal te ruchy od podszewki.
Usmiechnal sie, zrobil to w taki sam sposob jak na poczatku. 
Kiedy zaczal rozpinac spodnie czarnowlosego, ten wiedzal ze musi natychmiast przemowic mu do rozsadku. 
Chcial juz krzyknac do niego cos obrazliwego kiedy poczul jak cos na dole dotyka go tam bardzo umiejetnie. Poczul tez jak cos mokrego muska jego krocze. 
Eren wzial do ust jego penisa i zaczal sie nim zabawiac. Nie byl gorszy od gwiazdy porno, ssal go, tracal jezykiem  i masowal. 
- Do cholery jasnej.. - zaczal slabo patrzac na to wszystko - Eren, przestan. 
Mimo tego ze chcial go wyrzucic, nie byl w stanie wykonac zadnego ruchu. Nie doszlo do niego jeszcze to po co przyszedl do niego chlopak.
Siegnal dlonia na glowe chlopaka, i zaczal nia rytmicznie poruszac, kilka razy docisnal ja i uslyszal jak dusi sie jego duzym przyrodzeniem. 
To mu sie jednak podobalo, lubil bol i sposob w jaki ludzie go odczuwaja. 
Juz na poczatku spuscil brunetowi niezly lomot, i nie czul sie z tego powodu zle. Wrecz przeciwnie czul sie bardzo dobrze, byl podniecony. 
Obciagal mu jeszcze chwile, kiedy czarnowlosy spuscil sie w jego usta. Eren zakrztusil sie jego sperma. Ten widok jak biala mazia splywa w kacikach jego ust i opada mu na nagi tors, odebral mezczyznie mowe.
Spojrzal na twarz bruneta, i w jego oczy. Chlopak wygladal na cholernie podnieconego. Levi podniosl kacik ust do gory i cicho rzekl :
- Rozumiem. 
Zaczal sciagac swoja koszulke i rzucil ja w kat. W jego oczach blysnela chec ciala Erena. 
To juz nie byl ten sam czlowiek, teraz wyszla jego druga osobowosc.
Pchnal go na materac, przyszpilajac do niego tak mocno ze ten wbil sie w niego. 
Potem zaczal obcalowywac cale jego cialo, cal po calu, centymetr po centymetrze. Od gory w dol. Calowal go bardzo zachlannie, chlopak oddawal pocalunek. Robili to niczym zwierzeta, nie bylo w tym odrobiny romantyzmu. Tylko i wylacznie pragnienie seksu.
Reveille rozszerzyl nogi chlopaka i naslinil jego wejscie, usmiechnal sie i szybko w niego wszedl. 
I w tym momencie cala bajka prysnela. Eren otworzyl szeroko oczy, bol jaki przeszyl jego cialo byl na tyle mocny by zbudzic go z transu. 
Zachlysnal sie powietrzem. Rozejrzal sie w okol calkowicie zdezorientowany.
Czemu Levi wlasnie go pieprzy, i dlaczego czuje slony posmak w ustach. 
- Zostaw mnie! - warknal wyrywaj sie. 
To jednak na nic, poniewaz uscisk rak kapitana byl zbyt mocny by wciaz pijany chlopak mogl sobie z tym poradzic.
- A coz to za zmiana? - zapytal widzac jak do oczu chlopaka naplywaja lzy.  Nie przestawal sie w nim poruszac, to bolalo chyba bardziej niz dni spedzone w ciele tytana. 
- Wylaz ze mnie! To boli! Argh! - krzyczal, zdzierajac sobie gardlo.
- Jeszcze przed chwila, sam chciales abym to zrobil. To nie fair tak szybko zmieniac zdanie, Eren. - wyszeptal calujac jego szyje i zostawiajac na niej bolesne malinki.
Zacisnal mocno piesci i udalo mu sie uderzyc w twarz Kapitana. Zrobil to bardzo mocno, mimika jego twarzy zmienila sie i w tamtej chwili byla chlodniejsza niz kiedykolwiek.
Zlapal go za szyje i nachylil sie nad jego uchem. Podniosl jego nogi wyzej, aby moc glebiej wejsc a co za tym idzie zadac mu wiekszy bol. 
- Bede cie pieprzyl, az wyzioniesz ducha. - wyszeptal przyspieszajac tempa.
Eren poczul jak po udach splywa mu krew, duza meskosc Leviego ocierala sie o jego wejscie powodujac krwawienie.
Zaczal plakac niczym krzywdzone dziecko, Rivaille byl jednak niewzruszony, pieprzyl go najmocniej jak potrafil. W koncu gdyby Eren tego nie zaczal, to nie mialoby miejsca.
Wchodzi.. wychodzi.. wchodzi .. wychodzi.. 
Jedyne o czym myslal w tamtej chwili chlopak to to aby Levi w koncu doszedl.
Zwolnil odrobine tempa, ale za to wszedl coraz glebiej. Tak mocno, ze chlopak zakrztusil sie slina, jego dlonie byly skutecznie unieruchomione.
- Jezeli nie przestaniesz.. - wysapal zmeczony..  - odpowiesz za to co wlasnie robisz. 
Rivaille usmiechnal sie. 
- Grozisz mi? - zakpil przyspieszajac tempa, i obserwujac jak chlopak mocno zaciska powieki.
Zaraz jednak spowaznial. Przestal na chwile, patrzac mu prosto w oczy.
- Jezeli pisniesz choc slowko, wtedy zerzne cie tak ze nie bedziesz w stanie juz mowic. -
Chlopak spojrzal na niego przerazony, nigdy jeszcze nie czul od nikogo tak wielkiej zlosci w kilku slowach.
Po kilku minutach doszedl w nim. Eren poczul jak cos bardzo cieplego rozlewa sie w jego wnetrzu. Przeszedl go dreszcz obrzydzenia, zdawal sobie sprawe ze czarnowlosy spuscil sie w nim. Reveille usiadl obok, ubierajac sie. Chlopak nadal lezal trzesac sie z przerazenia. 
Do jego nozdrzy dotarl zapach papierosow. Zamknal oczy i nawet nie wiedzial kiedy zasnal.
** Ranek, nastepnego dnia.
Eren obudzil sie pozniej niz zwykle. Podniosl sie szybko, kiedy poczul rozdzierajacy bol w dolnych partiach ciala. Przymknal powieki, i przypomnial sobie wczorajsze zajscie.
Przemyl sie szybko ,i wlozyl na siebie swoj mundur.
Kiedy wyszedl z namiotu powitaly go jasne promienie slonca. Szukal w tlumie kogos znajomego, kiedy poczul jak ktos z tylu puka go w ramie. Modlil sie aby nie byl to Rivaille.
Odwrocil sie i odetchnal z ulga, stala przed nim zdziwona Mikasa. 
Patrzyla na niego niezrozumiale, bo w tamtej chwili jej brat wygladal jakby cala krew z niego uleciala.
- Jestes strasznie blady, wszystko w porzadku? - spytala zaniepokojona jego wygladem.
Chlopak skinal glowa i usmiechnal sie sztucznie.
- Tak, wszystko w porzadku. - odparl spokojnie.
- Co robiles w namiocie Kapitana? - zapytala podejrzliwie.
- Po wczorajszym bardzo zle sie czul, zaopiekowalem sie nim. - powiedzial Levi, pojawiajac sie obok nich.
Eren stanal nieruchomo, przestraszony niczym dziecko ktore zobaczy cos zlego.
Nawet nie podniosl glowy, by na niego spojrzec. 
- Ty i ludzkie zachowania? To cos nowego. - wysyczala dziewczyna patrzac na niego.
Levi usmiechnal sie sztucznie, i spojrzal na bruneta.
Mial cholerna ochote zeby znowu go wziac. 
- Jak sie czujesz Eren? - zapytal troskliwie.
Parodia czulosci.
Nadal nie odwazyl sie aby na niego spojrzec, czul do niego ogromny strach po tym co wczoraj Levi mu obiecal.
- Dobrze, Kapitanie. - powiedzial cicho.
Armin zajal rozmowa Mikase zostawiajac ich dwojke samych.
Cisze przerwal glos Rivaille.
Byl chlodny jak zawsze..
- Jezeli nie zaczniesz zachowywac sie normalnie.. - podszedl do niego wyszeptal do jego ucha
- zrobie to zaraz jeszcze raz.. 
Brunet zadrzal. Nie wyobrazal sobie drugiego razu, juz teraz wszystko go boli nadal ma tam swieza rane.
- Przepraszam. - wyszeptal przestraszony, wbijajac wzrok w podloge. 
Levi usmiechnal sie, i dotknal dlonia jego twarzy. 
- Przyjde za kilka dni, masz czas dla siebie. - powiedzial odchodzac od chlopaka.
Sek w tym ze na patrol Eren przydzielony jest wlasnie z Kapitanem, a jesli cos mu strzeli do glowy. Czy on teraz zostanie jego dziwka? Te mysli caly dzien chodzily za chlopakiem, nie mogl nawet usiedziec na koniu z powodu bolu po wczorajszym gwalcie.
Zobaczyl jak Rivaille rozmawia z jakas dziewczyna, i jak ona usmiecha sie do niego wsuwajac mu do kieszeni plaszcza jakas karteczke.
Pomimo tego, ze nadal byl na niego zly za wczoraj, poczul przeogromna ciekawosc i zlosc z powodu tej jednej malej cholernej karteczki. 
Czy oni wlasnie ze soba flirtowali? 
Kiedy dziewczyna odeszla obok niego pojawila sie Mikasa i Armin, za pare minut mielismy wyruszac na patrol. Ja czulem jednak ze nie dam rady wysiedziec tyle czasu na koniu po tym co zdarzyl sie wczorajszej nocy.
Podszedl do niego, ale zwrocil  uwage swojej siostry i przyjaciela.
- Ja.. - zaczalem niepewnie - Chcialem poprosic Kapitanie, o zwolnienie z dzisiejszego patrolu.
- Zle sie czujesz Eren? - wtracila sie dziewczyna. 
- Rob co chcesz. - rzekl chlodno, przygotowujac swojego konia.

Nie zdziwila go ta odpowiedz, w koncu wszyscy wiedza ze on nigdy nie pyta o powod. Daje wolna wole, jednak za swoje decyzje ty odpowiadasz sam.
Skinal glowa i odszedl do swojego namiotu. Nie wiedzial ze czarnowlosy odprowadzil go wzrokiem.
Godziny mijały szybko, a Eren czuł jakby spędził już wieczność.
Martwił się o swoją siostrę i przyjaciela.
O Leviego nikt nie musi się martwić, on jest najlepszy i zawsze wraca cały.
Nikt nie znał jego historii, wiadomo tylko ze jest pedantem, i lubi przemoc.
O tym ostatnim sam przekonal sie zeszlej nocy..
Spojrzal na zegarek. Wybila juz dwudziesta. Zerwalem sie wybiegajac z namiotu, kiedy uslyszalem jak ludzie krzycza.
- Wrócili! Bohaterowie! - krzyczal radośnie tłum, witajac wjeżdżających konno żołnierzy.
- Jeden.. dwa.. trzy..cztery.. - liczyłem i nagle całe jego ciało zesztywniało.
- Rivaille? - zapytalem zdziwiony.
Gdzie on jest
Po chwili poczułem jak ogarnia mnie panika. Podbiegłem do mojej siostry i zacząłem krzyczeć.
- Gdzie on jest?!  - szukałem go wzrokiem.
- Kto? - spytała zdziwiona. - Eren dobrze sie czujesz? - dodała, widząc jak ogarnia mnie panika.
Potem podbiegł do blondyna, ale on też nie wiele wiedział.
- Rivaille! - wrzasnął z całą siłą, a krzyk obiegł chyba całą okolicę.
Poczułem jak ktoś dotyka mojego ramienia, odwróciłem się i zobaczyłem przed sobą twarz Leviego. Otworzyłem szeroko oczy, poczułem się pewniej jednak mój strach nie minął.
Jego bliskość sprawiała, że denerwowałem się bardziej niżeli zobaczyłbym przed sobą ogromnego tytana.
Pamiętam jak dziś, kiedy on uratował nas przed jednym z tych krwiożerczych bestii.
- Stęskniłeś się za mną?  - zapytał uśmiechając się złośliwie.
Moją uwagę przykuło jego ramię, widać nie wyszedł z tego bez szwanku.
Pierwszy raz widziałem aby krwawił, zawsze to on oglądał innych  w takim stanie. Zerknął na mnie i spostrzegł, że zauważyłem rozcięcie.
- Trzeba to zdezynfekować. -  powiedziałem spokojnie, przyglądając się temu.
- Poradzę sobie. - odparł, odtrącając moją dłoń.
- Jeżeli teraz tego nie zrobisz, może wdać się infekcja. Masz tam pewnie zanieczyszczenia, nie bądź uparty. - nie dawałem za wygraną, z nadzieją że w końcu ulegnie.
Kiedy tylko usłyszał słowo brud wzdrygnął się. I niewiele czekając zaprowadziłem go do mojego namiotu.
Usiadłem obok niego nadal  czując te nieprzyjemne uczucie strachu. 
Kiedy ściągał swoją koszulę, i kiedy dotykałem go po ramieniu. 
- Masz bardzo delikatne dłonie. - powiedział spokojnie, podczas gdy ja oczyszczałem mu ranę wodą.
Polałem ją jodyną na co usłyszałem świst łapanego powietrza do ust. 
- Boli? - zapytałem.
- Bywało gorzej. - odpowiedział 
Potem zawiązywałem mu ramię bandażem, a on upodobał sobie dotykanie mnie wolną ręką po szyi.
- Przestań. - powiedziałem poważnie.
- Boisz się mnie? - spytał patrząc na mnie z wyższością w oczach. 
Przełknąłem głośno ślinę.
- Nie.. - szepnąłem.
On podniósł do góry prawą brew. Nie zauważyłem jak szybko znalazł się w pozycji nachylony nade mną.
Mój oddech stał się nierównomierny, znowu czułem się jak zwierze uwięzione w klatce.
Trwające w przeświadczeniu, że nie da się stąd uciec.
- A teraz? - powtórzył cicho.
Byliśmy tak blisko siebie, że prawie stykaliśmy się nosami. 
- Gdybym chciał wziąłbym cię tu i teraz. Dokładnie tak jak wczoraj. - dodał całując mnie w otwarte od zdziwienia usta.
- Kapitanie.. - wyszeptałem odsuwając się od niego na bezpieczną odległość.
- Kiedy tak mówisz, pociągasz mnie jeszcze bardziej Eren. 
To wszystko to była jego zabawa słowami, gra w emocje. Kto pierwszy się podda ten przegrywa. 
 -Przestań, nie jesteśmy tu sami. - powiedziałem głośno.
- Gdyby zaszła taka potrzeba, powybijałbym ich wszystkich jak psy. - ton jego głosu znowu stał się lodowaty. Poczułem się nieswojo w jego towarzystwie, czy mogę mu w ogóle zaufać? Komuś kto mówi, że byłby zdolny do takich rzeczy.
- Jest już późno, chciałbym się położyć Kapitanie. 
Pożegnał mnie tylko wzrokiem i bez słowa wyszedł..
Niewiele dalej stała Mikasa, widziała jak Reveille wychodzi z namiotu Erena. Podeszła do niego szybkim krokiem i zaciągnęła odrobinę dalej w las.
- Co robiłeś u Erena? - zapytała spokojnie
- Aż tak cię to bardzo interesuje? - skonfrontował ze sztucznym zaciekawieniem.
Jego słowa aż ociekały ironią, jadem i wszystkim innym.
- Odpowiadaj! - warknęła 
Levi nie bał się jej. Wiedział jednak, że jest jedna z najlepszych i walka z nią nie należałaby do łatwych w jego życiu.
- Opatrywał mi rany. - powiedział poprawiając swój mundur.
Jej mina była naprawdę groźna. Podeszła do niego i oboje wpatrywali się w siebie.
- Jeżeli spadnie mu choć włos z głowy.. - zaczęła groźnie. - zginiesz jako pierwszy. 
- Czuję się zaszczycony. - odpowiedział beznamiętnie, odchodząc od niej.
Nie ona pierwsza mu groziła, zawsze jednak na tym się kończyło. Ludzie potrafią tylko dużo gadać, a kiedy przyjdzie niebezpieczeństwo oczekują od wojska że wykona za nich całą brudną robotę. 
Dlatego zawsze powinno zabijać się tych na najwyższych szczeblach, oni rządzą całym tym gównem. A zwykli ludzie idą za nimi niczym ślepcy nie zważając na czyhające w okół niebezpieczeństwo.
*
Eren leżał w łóżku bawiąc się kawałkiem sznurka. 
Kiedy tytan zabił jego matkę, obiecał sobie że pomści ją zabijając cały ich szpetny gatunek.
Dotychczas wybijał ich jeden po drugim, pozbywając się problemu. Teraz jednak nie martwi go to czy może spać bezpiecznie, ale to czy to co jest pomiędzy nimi dwoma nie jest odrobinę chore. 
Nie można tego nazwać miłością, ani przyjaźnią.
Skoro nic do niego nie czuję, dlaczego kiedy nie mógł go odnaleźć poczuł się jak dziecko gubiące w tłumie matkę.
Zawsze kurczowo trzymałem się życia. Nigdy nie myślałem o śmierci, nie miałem zwyczajnie na to czasu. Teraz jednak wiem, że ludzie są śmiertelni a w szczególności na wojnie.
Tam twoja pewność siebie nie pomoże, kiedy ktoś przystawi ci pistolet do skroni.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranego namiotu. 
Serce stanęło mi w piersi kiedy ujrzałem przed sobą czarnowłosego.
- Co ty tu robisz? - zapytałem modląc się w duchu aby nie chciał znów zrobić mi krzywdy.
Spojrzał w bok lekko zażenowany, widziałem jak myśli nad sensowną odpowiedzią.
- Nie mogę... - zaczął - Nie mogę bez ciebie zasnąć. - powiedział szybko. 
Zamrugałem kilka razy w niedowierzaniu.
- Nie możesz beze mnie zasnąć? - powtórzyłem analizując to zdanie w głowie.
Nie czekając na zgodę, położył się obok mnie. Pachniał papierosami i mydłem, mimo że to nie są pierwszorzędne zapachy dla mnie były jak kadzidło. 
Moje ciało samo przytuliło się do niego, poczułem się bardzo bezpiecznie. 
Nie było strachu, ani niepewności. Był spokój, i zaufanie.
- Ładnie pachniesz. -  wyszeptałem trzymając nos w zagłębieniu jego szyi.
Uśmiechnął się delikatnie, i nachylił nade mną. 
Poczułem jak jego wargi muskają moje usta. Mimowolnie je otworzyłem, czując jak wkłada mi do środka swój wilgotny język. 
Nie chcieli się śpieszyć, po prostu całowali się w ciszy delektując się swoim smakiem.
Przytulali się i dotykali, ale czarnowłosy nie pozwalał sobie na nic więcej.
Czułem się jakbym nie istniał, to tak jakbym tego chciał i nie chciał. Jakbym tego pragnął i się tym brzydził. Nie mam pojęcia dlaczego wtedy mu to wyznałem.
- Co jeśli się w tobie zakocham? - zapytałem wcale nie oczekując odpowiedzi. Może tak byłoby lepiej. Żyć w niewiedzy, w spokoju ducha.
- To niepotrzebne. Gdybyś się we mnie zakochał, czy gdyby zaszła taka potrzeba zabiłbyś mnie? - zapytał bawiąc się kosmykiem moich włosów.
To pytanie wbiło mnie dziesięć metrów pod ziemię.
Czy byłbym w stanie zabić kogoś kogo kocham
- Wolałbym sam zginąć, niżeli zabić kogoś kogo kocham. - odparłem szeptem, wpatrując się w jego twarz.
Leżeliśmy twarzami  do siebie. 
On zaczął się głośno śmiać. Pierwszy raz widziałem jak się śmieje. Szkoda, że nie zrobię zdjęcia jego twarzy. 
- Aleś z ciebie głupek. - puknął mnie palcem w czoło.
Zmarszczyłem brwi. 
- Niby czemu? - zapytałem zadziornie
- Bo gdybyś nim nie był nie nazwałbym cię tak. - odparł znowu się śmiejąc.
Ja również zacząłem się śmiać. 
Nie wiedziałem co czeka mnie jutro... 
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony