Rozdział 11 napisany, zapraszam was do lektury..
Obiecuję, że w następnym rozdziale Kapitan nie będzie już taki delikatny ^^
Nie mam pojęcia ile godzin tam przesiedziałem. Straciłem poczucie czasu.
Zmarzniety wyszedłem na zewnątrz, nie mogłem wrócić do swojego pokoju. Co byłoby gdyby kapitan znów chciał mnie skrzywdzić.
Od razu wiedziałem gdzie powinienem się udać.
Drzwi do sypialni Erwina były otwarte, wszedłem do środka. Zobaczyłem jak siedzi na krześle, od razu się odwrócił w moją stronę.
- Tamto.. - zaczął kiedy ja wszedłem mu w słowo.
- Przepraszam. Nie mam pojęcia co mnie napadło. - wyszeptałem, słysząc jego kroki w moją stronę. Już po chwili poczułem jak zamyka mnie w swoich ramionach. Chciałem się wyrwać, ale nie potrafiłem. Dlaczego do cholery jestem tak słaby?!
Gdybym miał wystarczająco dużo siły, odszedłbym jednak w tamtym momencie ważny był tylko jego zapach, który mnie otumaniał.
Całkiem inny od kapitana, całkowicie mi obcy.
Mimo jego wad, których ma sporo i jego obojętności jaką mnie obdarza zdaje mi się, że coś do niego wciąż czuje.
To jednak nie oznacza przecież, że nie mogę spróbować czegoś nowego. Tylko ten jeden raz.. potem już mnie nigdy więcej mnie nie zobaczy.
Wsunąłem dłonie w jego włosy, dotykając jego karku. Rozpiąłem guziki jego koszuli, robiłem to w ciszy.
Podniósł mnie na rękach kładąc na łóżko. Chciałbym utonąć w tej czerwono krwistej jedwabnej pościeli.
Robiliśmy to bardzo długo, ale nie czułem do niego nic więcej jak zwykłego pożądania.
Ciekawości.
Nigdy nie byłem w strane wytrzymać z kapitanem więcej niż pół godziny z Erwinem było inaczej. On był bardzo delikatny, wyczuwał kiedy ma zwolnić aby nie sprawić mi bólu...
ale ja przecież...
Czy to wszystko nie oznacza, że właśnie zdradziłem kapitana.
Przecież nie byliśmy parą, nic nas nie łączyło dlaczego miałbym się tym zadręczać.
Nie mogę przestać o tym myśleć.
Leżałem wtulony w jego ramię, wsłuchując się w nasze nierówne oddechy.
- To się nigdy więcej nie powtórzy. - powiedział nagle, gładząc mnie po policzku.
Skinąłem głową, wstając powoli.
Owinąłem pościel w okół bioder, zbierając z podłogi swój mundur.
- Wiem, że należysz do Rivailla. - dodał siadając na skraju łóżka. Wzdrygnąłem się.
- Nie jestem jego własnością. - syknąłem
Erwin spojrzał na mnie. Był chyba lekko zdzwiony.
- On zawsze taki był. Może nie jest typem ucuzciowego faceta, ale wierzę że kiedyś się zmieni.
Zerknąłem na niego, wsłuchując się w jego słowa. Były takie prawdziwe.
Stałem nieruchomo wpatrując się w zamknięte drzwi.
- Nie chcę go stracić.. - mruknąłem pod nosem, na co usłyszałem jego cichy śmiech.
Pożegnałem się z nim i wyszedłem na korytarz, kierując się w stronę mojego pokoju.
Stanąłem przed drzwiami próbując uspokoić swój oddech, przymknąłem oczy i nacisnąłem na klamkę.
Ku mojemu zaskoczeniu były zamknięte. Wyciągnąłęm klucz z kieszeni otwierając je.
Panował tam chłód, wszystko okna były otwarte, a łóżka pościelone.
Co za cholerny pedant.
Rzuciłem się zmęczony na łożko, bezgłośnie na nie opadając.
- O, rany. - mruknąłem przeciągając się ospale
Przymknąłem oczy i już po chwili zasnąłem.
*
Zerwałem się jak oparzony, kiedy do moich uszu dotarł okropny huk. Zdezorientowany od razu podbiegłem do okna, wyjrzałem za nie a moim oczom ukazali się żołnierze walczący z ogromnymi tytanami.
Jeden właśnie kierował się w moją stronę, zatkałem usta dłonią aby nie zacząć krzyczeć.
Nie miałem przy sobie żadnej broni, nie miałem z nim szans. Starałem się być jak najciszej, on jednak mnie zauważył i jednym uderzeniem zburzył ścianę pokoju.
Kawałek jakiegoś przedmiotu wbił mi się w nogę, przez co nie mogłem wstać. Z każdym wykonanym ruchem krwawiłem coraz bardziej.
Leżałem pośród cegieł i mebli z krwawiącą raną bez żadnej broni, a tytan szukał mnie wzrokiem odkopując wszystko.
W końcu nasze spojrzenia spotkały się, wyciągnął do mnie swoją dłoń chcąc mnie złapać po chwili jednak zobaczyłem jak jego cielsko opada na ziemię, a tuż przede mną stoi Kapitan.
Przełknąłem głośno ślinę, zerkając na niego. Zacisnąłem ranę, która zaczęła boleć jeszcze bardziej, bałem się wyciągnąć ten ostry kawałek mógłbym spowodować jeszcze większy krwotok.
Podszedł do mnie i jednym sprawnym ruchem wziął mnie pod ramię.
Nie powiedział ani słowa, ta cisza jaka panowała była dość krępująca, postanowiłem ją przerwać.
- Dziękuję za to.. - szepnąłem czując jak po łydce spływa mi strużka krwi.
Chyba straciłem jej już dużo, ponieważ zrobiło mi się bardzo słabo.
Osunąłęm się z jego ramion na ziemię. On pochylił się nade mną, wołając jakiegoś żołnierza.
Nie mogłem wykonać żadnego ruchu jednak wszystko doskonale słyszałem.
- Zanieś go do szpitala! Pośpiesz się! - krzyknął do młodzieńca.
Po chwili poczułem jak podnosi mnie i zanosi w tamto miejsce.
- Rivaille... - szepnąłem, tracąc świadomość.
**
Powoli otworzyłem oczy, leżałem na miękkim materacu w jakimś bardzo jasnym pomieszczeniu. Zmrużyłem oczy, czująć jak ostre światło dociera wprost do moich oczu oślepiając mnie.
Usłyszałem jak do sali ktoś wchodzi, podniosłem się odrobinę.
Na nodze miałem bandaż, był zawiązany bardzo mocno, tak bardzo, że zdrętwiała mi noga.
Chciałem wstać, jednak kończyna odmówiła mi posłuszeństwa i wylądowałem na podłodze.
Kiedy zobaczyłem przed swoim nosem buty, zdałem sobie sprawę kto jest moim gościem.
Ostatkiem sił zdołałem podnieść się spowrotem na łóżko, otarłem krople potu z czoła i spojrzałem na niego.
Zawiesił swój płaszcz na haku przy drzwiach, i usiadł na fotelu stojącego obok szafki z lekarstwami. Teraz to on omiótł mnie swoim zimnym spojrzeniem.
Nie pragnąłem niczego innego, jak tego aby przestał mnie obserwować. Miałem wyrzuty sumienia, nie byłby pewnie zadowolony jeśli dowiedziałby się, że kilka godzin temu przespałem się Erwinem.
- Jak się czujesz? - zapytał nagle
Dotknąłem okolicę rany, wciąż mnie piekła. Skrzywiłem się gdy ból zaczął robić się nie do wytrzymania.
- Bywało lepiej. - odparłem próbując zatuszować swoje odczucia w tamtym momencie.
- Cieszę się, że nic Ci nie jest. - powiedział uśmiechając się na ten swój dziwny sposób.
Zrobił to tak, że nie miałem pojęcia czy ta cała troska z jego strony nie jest udawana. Starałem sie jednak wierzyć, że ten uśmiech jest prawdziwy.
- Jestem ci wdzięczny, że mnie uratowałeś. Gdybyś nie przybył na czas... - szepnąłem odzwajemniając uśmiech.
Spojrzałem na jego twarz, speszył się odrobinę i odwrócił wzrok.
- Nie zachowuj się jak baba. - prychnął
Zaśmiałem się cicho.
- Tęskniłem za tym.
Byłem szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Wystarczy tylko kilka słów z jego ust, abym poczuł się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
- Ritsu chcę się z nami spotkać. - rzekł przyglądając się swoim paznokciom.
Spojrzałem na niego zdezorientowany.
- Czego od nas chce? - spytałem zdziwiony.
Rivaille zerknął na mnie niczym na idiotę, i westchnął przeciągle.
- Zapomniałeś już dlaczego pozwolił nam odejść? Pamiętasz jakie dał nam zadanie?
Zacisnąłem mocno pięści, zrobiłem to tak mocno że poczułem dziwne nieprzyjemne uczucie.
Cała radość prysła niczym bańka mydlana, gdy usłyszałem o tym mężczyźnie.
Kazał nam zabić Erwina, powiedział to tak jakby morderstwo człowieka było zwyczajną codzienną czynnością.
Nie chcę zostać jednym z nich. Brudnym grzesznikiem potrafiącym rozwiązywać problemy tylko i wyłącznie z pomocą przemocy i mordu.
Gdy zabijamy człowieka zostawiamy na swojej duszy piętno, przyciągamy do siebie złą karmę która powraca do nas w najgorszych momentach naszego życia aby zadać nam ostatni śmiertelny cios.
- Nie zabiję go! I nie obchodzi mnie co o tym myślisz! - warknąłem patrząc na niego ze złością, czułem jak łzy spływają mi po policzku.
Widziałem jak kapitan zaciska mocno zęby. Przymknął oczy, i wziął głęboki oddech.
- Przestań krzyczeć, dobrze wiesz czego od nas oczekuje. Nie będę ryzykować życia, ze względu na twoje widzimisię. - odpowiedział spokojnie.
Dziwne, że potrafi opanować swoje emocje i trzymać nerwy na wodzy kiedy ja umieram z przerażenia.
- Życie swojego braciszka?! - krzyknąłem chcąc mu w jakiś sposób dogryść.
- On nie ma nic z tym wspólnego, tu chodzi o ciebie.. - odrzekł a ja otworzyłem usta ze zdziwienia.
- O mnie?
- Jesteś strasznie naiwny.. nie potrafisz odstawić uczuć na drugi plan. Dobrze wiesz, że jeśli utrzymujesz z kimś tak silną więź jak miłość to nigdy nie kończy się dobrze, zawsze potem zostajemy sami. To jest definicja twojej cholernej miłości! - odparł szybko.
- Miłość.. skąd w ogóle możesz wiedzieć cokolwiek o miłości, skoro nigdy jej nie czułeś? - wyszeptałem wyciarając roniące się z moich oczu łezki.
- Przestań płakać, oszczędź łzy na później. - odpowiedział siadając obok mnie.
Objął mnie swoim ramieniem, przytulając do siebie. Czyżby chciał udowodnić tym zachowaniem, że ma w sobie choć odrobinę człowieczeństwa?
Pomimo tego wszystkiego, czułem się bezpiecznie siedząc w jego objęciach. Czując jego znajomy zapach którym się upajałem, czując ciepło jego ramion..
Dlaczego zawsze gdy staram się cię znienawidzić ty zawsze powracasz w najmniej odpowiednim momencie i wtedy ja nie potrafię tego zrobić?
- Chcę cię pocałować. - szepnąłem, uśmiechając się delikatnie. Nadal czułem wilgoć na policzkach. Skierował swoje usta w moją stronę, i już po chwili trwaliśmy w pocałunku..
,,Obiecuję, że w następnym rozdziale Kapitan nie będzie już taki delikatny ^^''
OdpowiedzUsuńNo mam nadzieje. xD
(,,Zmrużyłem oczy, czująć'' powinno być chyba czując. ^^)
Chcę się o coś spytać. Wytłumaczyła byś mi jak zrobiłaś tak piękny blog? ;.;
Znalazłam szablon na necie ;-) nic trudnego
UsuńPrzepraszam za te literówki, staram się aby nie popełniać błędów ale one i tak się wkradają T.T
Nic się nie stało one mi nie przeszkadzają mówię ci tylko o nich bo inni mogą się czepiać. ;3
Usuń!!!! kawaii desu!!!!! masz talent c:
OdpowiedzUsuńczekam na kolejną notke~!!!!
Hikasa
dziękuje :*
Usuńswietnie piszesz. . Weny . ~ Mariko
OdpowiedzUsuńdziękuje Mariko ;)
Usuń*nose bleed* czekam na kolejną notke c;
OdpowiedzUsuń