niedziela, 13 października 2013

Rodział 7

Chcę być obok ciebie. Spędzać z tobą każdą wolną chwilę, słuchać twojego zmysłowego głosu i upajać się twoim zapachem. Czuję się jakbym stracił wszystko co kiedykolwiek osiągnąłem.
Chcę tylko abyś powiedział mi, że to zły sen. Rankiem obudzę się obok ciebie z przyjemnym uczuciem w sercu. Nie mam pojęcia czy mogę zaufać tobie, skoro ledwie powstrzymuję się aby nie przestać ufać samemu sobie. Tak często przecież sami się oszukujemy, a potem szukamy winnych w osobach które nas kochają i tracimy je.
A może to jakaś zabawa Boga z nami? Może znudziło mu się już ciągłe upominanie nas do moralnych zachowań, i po prostu najzwyczajniej w świecie nas olał?
Ludzie tak często zatracają się w nienawiści i cierpieniu, że nie chcą z tego wybrnąć Bo mają tylko to.
Wszystko inne zostało im odebrane, więc żyją nadzieją że kiedyś się zemszczą.
Sam tyle razy tak myślałem, kiedy tytani zabili moją matkę na moich oczach. Kiedy kapitan pierwszy raz mnie zgwałcił.
Teraz wiem jednak, że każda z pozoru beznadziejna sytuacja ma jakieś wyjście przez które można uciec.
Dlatego właśnie chcę aby ludzie to w końcu zrozumieli!
Mam dość oglądania jacy są słabi, i bezsilni wobec na pozór silniejszych. Muszą się w końcu postawić i zburzyć te mury nienawiści które nas dzielą.
A ja będę pierwszym, który wskaże im właśnie tą ścieżkę!
Zbliżał się wieczór. Czułem to po chłodnym wietrze, który delikatnie muskał skórę moich ramion.
Otworzyłem oczy, i usiadłem na skraju pryczy.
Do środka wszedł strażnik i rzucił na ziemię dwie miski ryżu z jakimś sosem, część tego wysypała się na podłogę a on zaśmiał się kpiąco.
- Smacznego, psy. - uśmiechnął się złośliwie, trzaskając kratami.
Spojrzał jeszcze na mnie, a ja wzdrygnąłem się czując na sobie ten zimny, pozbawiony jakichkolwiek uczuć wzrok.
Odszedł zostawiając nas samych. Mikasa i Armin sięgnęli po jedzenie, ja jednak siedziałem cicho  nawet się nie ruszając.
Zerknąłem odrobinę na Rivailla, i znowu poczułem to palące uczucie w swoim sercu.
"Cokolwiek by się nie działo, cokolwiek byś nie powiedział - nigdy nie odejdę."
Westchnąłem głęboko. Po chwili do krat podeszła Jessica, i zawołała kapitana.
- Szef chce cie widzieć. - powiedziała spokojnie.
Kapitan spojrzał na nią tym wzrokiem. A ona jęknęła cicho. Kiedy tak patrzy to dla mnie istna tortura.
Kiedy wyszedł, popatrzyła się jeszcze na mnie.
- Ty także idziesz.
Ubrałem bluzę, i poszedłem z nią do tamtego pokoju. Nadal pamiętam kiedy Ritsu opowiedział mi o wszystkim, a ja nie byłem wtedy pewien czy to prawda czy obrzydliwe kłamstwa.
Szedłem obok Rivailla, w całkowitej ciszy. Słychać było tylko nasze oddechy. Znowu odprowadziła mnie przed te drzwi, i wepchnęła mnie tam.
Staliśmy obydwoje przed nim, a wzrok mężczyzny przechodził ze mnie na kapitana.
- Jak wam się tutaj podoba? - zapytał popijając z szklanki kaktusową wódkę. Doskonale czułem ten zapach.
Rivaille zmarszczył gniewnie brwi, poprawiając swój płaszcz.
- Daruj sobie Ritsu. Czego ode mnie chcesz?
Mężczyzna zrobił słodką minkę i podszedł do niego.
- Och, dlaczego ty zawsze musisz być taki okrutny, ale dobrze. Skoro chcesz wiedzieć. - uśmiechnął się. - Mam dla ciebie pewną propozycję.
- Hmm? - kapitan podniósł brew do góry . - Zamieniam się w słuch.
- Chciałbym abyś znów do nas dołączył. - rzekł, a mnie aż zmroziło.
Kapitan spoglądał na niego bez emocji dłuższą chwilę.
- Moja odpowiedź jest oczywista. - odparł podchodząc do niego. Był od niego niższy więc wspiął się odrobinę na palce. - Zapomnij.
Ucieszyłem się w duchu, jednak to nie trwało zbyt długo. Po chwili Ritsu szarpnął mnie, przystawiając mi nóż do gardła.
Dotknął palcem mojego policzka.
- A niech to. Szkoda takiej pięknej buźki. - wymruczał, smyrając gorącym powietrzem skórę mojej szyi.
- Puszczaj mnie! - warknąłem próbując się wyrwać. Nie dałem jednak rady.
Czułem zimne ostrze, blisko mojej skóry. Przycisnął je delikatnie, a kilka kropel bordowej krwi spłynęło mi po twarzy na szyję.
- Skończ to żałosne przedstawienie. - powiedział nagle kapitan a w pokoju zapanowała martwa cisza.
Ritsu spojrzał na niego zdziwiony.
- Nie obchodzi cię to, że go zabiję? - zapytał tkwiąc w lekkim szoku, a jego dłoń jakby się zawahała.
- Nie zrobisz tego.  - odpowiedział podnosząc kącik ust w górę.
Mężczyzna zaklął głośno.
- Niby dlaczego tak uważasz?!
- Jest ci potrzebny do walki. Bez niego ten cały cyrk nie miałby sensu. - odpowiedział spokojnie kapitan.
A ja stałem ledwie łapiąc oddech, byłem szczęśliwy i jednocześnie cholernie przerażony.
Wystarczył jeden ruch i byłoby po mnie. Gdyby Rivaille nie miał racji.. tak się jednak nie stało i już po chwili wypuścił mnie ze swoich objęć.
- Masz rację. - powiedział Ritsu.
Nadal wpatrywałem się w Kapitana. Miałem wtedy cholerną ochotę żeby go pocałować.
- Jeżeli chcesz abym ci pomógł mam pewne warunki. - odparł spokojnie.
Mężczyzna skinął posłusznie głową.
- Jakie?  - spytał
- Osobna cela, i dostęp do prysznica. Nie będę żył niczym szczur jak wy.
Ritsu złapał powietrze ze świstem wołając Jessicę.
- Osobna cela, i prysznic dla Kapitana.
Dziewczyna kiwnęła głową wyprowadzając nas. Chyba coś źle zrozumiała bo wylądowałem w celi z nim sam na sam.
Nadal pamiętam jak mnie uderzył, kiedy nazwałem go psycholem.
Czy go to zabolało? Czy zrobiło mu się przykro?
- Przepraszam. - szepnąłem
Levi przeniósł wzrok zza okna na mnie.
- Przeprosiny przyjęte. - odparł chłodno.
Usiadłem obok niego na pryczy, i uśmiechałem się od ucha do ucha. Szczerze mówią w tamtej chwili było mi obojętne jak wyglądam. Chciałem się po prostu uśmiechać.
Bo uśmiech jest świetną maską, kiedy chcesz ukryć swoje prawdziwe emocje i zamiary.
Levi uśmiechnął się lubieżnie, i pocałował mnie mocno w usta. Chyba się za mną stęsknił. Bo robił to naprawdę namiętnie.
Zaczął rozpinać pasek swoich spodni, i mój też. Potem zdjął nam obu koszulki i zaczął całować moją szyję.
- Pójdziemy pod prysznic? - zapytałem odrywając się od całowania jego ust.
Usłyszałem przyjemny pomruk, i poczułem jak ciągnie mnie w stronę łazienki. Była przepiękna. Taka o jakiej zawsze marzyłem.
Jedną ręką odkręcił kurek z ciepłą wodą, a drugim pozbawił mnie bielizny.
Byliśmy tylko my dwoje. Wrogowie i kochankowie.
Woda spływała po naszych nagich ciała, podniósł mnie do góry i oparł o ścianę. Wszedł we mnie szybko, jedną ręką zatykając mi usta.
- Bądź cicho. - wyszeptał szybko wchodząc.
Drażnił mi erekcje. Czułem, że zaraz wybuchnę. Zdjął mi dłoń z usta i zaczął mnie całować.
Objąłem ramionami jego szyję, i wpatrywałem się w jego oczy.
- Ty... cholerny.... - jęczałem dochodząc.
Zagryzłem wargi, rozcinając je zębami.
Kapitan nadal milczał, ale widziałem że jest mu dobrze. Po chwili on również doszedł, puszczając moje ciało. Osunąłem się po kafelkach, czując jak moje ciało ogarnia niesamowite ciepło.
Zrobiło mi się bardzo słabo, i całkowicie upadłem zamykając oczy.
Obudziłem się kilka godzin później na łóżku w swojej nowej celi którą z nim dzieliłem.
Leżał obok mnie, chyba spał. Jego klatka piersiowa unosiła się w rytm spokojnego oddechu.
A moje serce biło tak szybko. ..

2 komentarze:

  1. aaaaaaaaaa wiecej wiecej :DDD

    OdpowiedzUsuń
  2. o kurwa! Ja muszę więcej, ej o.O
    Mimo iż jest sporo błędów to historia niezła. Brawo.
    Życzę weny, bo ona chyba najważniejsza ; 3

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony