sobota, 19 października 2013

Rodział 8

Rozdział 8 napisany... uff nareszcie. Już myślałam, że wena całkowicie mnie opuściła. Mam nadzieję że rozdział wam się spodoba.. 
A teraz malutki spoiler * Wkrótce pojawi się brat Kaprala, ale czy łączą ich tylko braterskie więzi? Tego dowiecie się już niedługo.. Zapraszam do lektury..


Przebudzałem się, kiedy poczułem pod dłońmi coś miękkiego i ciepłego. Zacząłem dotykać to intensywniej. Otworzyłem oczy i ujrzałem przed moją twarzą zirytowanego kapitana.
- Mógłbyś przestać miętolić moje policzki? 
Wzdrygnąłem się słysząc ten lodowaty głos i szybko zabrałem rękę. 
Leżeliśmy obok siebie, a ja wtulony w jego ramionach. Istna bajka.
A może ja umarłem? I tak właśnie wygląda niebo o jakim zawsze marzyłem..
Nie.. to dzieje się naprawdę, kapitan mruczy cicho kiedy dotykam go po podbrzuszu.
Słońce wdzierało się do celi, rozświetlając wszechogarniającą ciemność. Oddech Rivailla był świeży. To przez to, że on nawet w takich warunkach nie zapomina o podstawowej higienie. 
To bardzo dobrze, bo kiedy się całujemy czuję w ustach orzeźwiającą miętę. 
Uśmiechnąłem się cicho zataczając malutkie kręgi na jego skórze. 
- Uciekniemy  stąd? – spytałem cicho wpatrując się w jego spokojną twarz. 
On spojrzał na mnie i również się uśmiechnął.
Pierwszy raz zobaczyłem na jego ustach szczery uśmiech. Wierzę, że taki właśnie jest kapitan. Gdzieś w głębi serca..
- Myślisz, że to takie łatwe? – odrzekł wsuwając swoje smukłe palce w moje włosy i przeczesując je.
- Myślę, że to jedyny rozsądny pomysł na jaki stać mnie w tym momencie… ach – jęknąłem kiedy polizał mój policzek.
Westchnął głęboko i zaprzestał czynności. 
- A co jeśli podczas ucieczki nas złapią, i zabiją? 
Zdziwiłem się. Czyżby Levi nie ufał do końca swoim zdolnościom. Ja jednak zachowałem zimną krew i odparłem szybko.
- Wolę zginąć niżeli siedzieć tutaj bezczynnie. 
Jego twarz spoważniała.
- Jeżeli nie zginiesz jako bohater, za kilka lat nikt już o tobie nie będzie pamiętał A gorsze od niewiedzy że kiedykolwiek istniałeś jest zapomnienie o twoim istnieniu.  – powiedział 
Analizowałem w głowie słowa które do mnie skierował. Miał rację. Jednak moja uparta natura nie dawała za wygraną.
- Mimo tego chcę to zrobić. – wyszeptałem – Chcę być z tobą. 
Rivaille spojrzał na mnie zdzwiony moim wyznaniem. 
- Być ze mną? – powtórzył słabo
Kiwnąłem głową potakując.
- Nie jestem dobrym kandydatem na twojego chłopaka. 
Czy on właśnie mnie odrzucił? Dlaczego teraz, dlaczego akurat kiedy zdobyłem się na odwagę by mu to wyznać on mnie odrzuca..
Do moich oczu napłynęły łzy. Kiedy całe już się od nich świeciły on zerknął na mnie. 
Przymknął powieki wzdychając głośno
- Przestań mnie szantażować w ten sposób. – skarcił mnie 
Zmarszczyłem brwi i usiadłem obok niego.
- To było wyznanie moich uczuć! Mógłbyś to docenić. – oburzyłem się.
Po sekundzie usłyszałem jego cichy śmiech. To zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.
- Powiedziałem coś zabawnego? – mruknąłem krzyżując ramiona.
Naszą rozmowę przerwał krzyk dobiegający z korytarza. 
To był głos Ritsu. 
- Obedrę cię ze skóry jeżeli kłamiesz! – wrzasnął 
Po chwili wyłonił się z cienia. Wyglądał na nieźle wkurzonego. 
Za nim stała przestraszona Jessica próbująca go uspokoić. Jej starania szły jednak na marne.
- Żartujesz sobie! Jak śmiesz mi grozić!  - krzyknął rzucając telefonem o kamienną posadzkę.
Usłyszałem tylko trzask pękającego urządzenia.
- Proszę się uspokoić… - mówiła wciąż dziewczyna, biegając wokół niego i uśmiechając się sztucznie.
Jego wzrok przeniósł się na nas. Na jego ustach pojawił się ten przebiegły uśmiech. 
- Widzę, że spodobała wam się osobna cela. Moje gołąbeczki. - zachichotał poprawiając swój karmelowy garnitur.
Nie mogłem dać po sobie poznać tego, że mam zamiar uciec. Muszę zachowywać się normalnie, inaczej nigdy się stąd nie wydostane. 
Uspokajałem swój oddech, starałem się nad nim zapanować. Wyprostowałem się, i uniosłem głowę. 
Nie wyglądałem teraz jak przestraszony dzieciak, ale jak odważny i silny chłopak.
Kapitan zauważył to, i uśmiechnął się pod nosem. 
- Podjąłem pewną decyzję. - zaczął - Wypuszczę was stąd.
Zszokowany tym co przed chwilą usłyszałem spojrzałem pytająco na stojącego obok mnie Rivailla.
On również wyglądał na zaskoczonego.
- Jak to? - zapytałem
- Aczkolwiek mam pewne warunki. - dodał szybko.
Wiedziałem już, że to warunki na pewno nie będą nam pasować. Nie przewidziałem jednak co wydarzy się później, i jak bardzo zmienię swoją decyzję.
- Będziecie wypełniać moje polecenia.
Kapitan nadal stał niewzruszony, milcząc.
- Jakie polecenia?  - zapytałem podejrzliwie.
- Chcę abyście wspólnie zlikwidowali moich wrogów. - odrzekł słodkim głosem.
Od którego brało mnie na mdłości.
- Nie mam zamiaru wchodzić do bagna w którym już dawno toniesz. - powiedział spokojnie kapitan.
Ritsu zmarszczył brwi. Nie spodobała mu się odpowiedź Rivailla na jego propozycje.
- Jeśli tego nie zrobisz.. - uśmiechnął się przebiegle. - Zajmę się twoim ukochanym braciszkiem.
Twarz kapitana w jednym momencie z całkowicie obojętnej, zamieniła się w wypełnioną wściekłością.
- Jeśli spadnie mu choć włos z głowy.. - zaczął wściekły - Zabiję cie.
Przeraziłem się, słysząc te słowa z jego ust. Nigdy nie widziałem aby ogarnęła go taka złość.
I nie miałem pojęcia, że w ogóle posiada rodzinę.
- Jeżeli chcesz aby był bezpieczny, wykonuj moje polecenia! - wrzasnął
Stałem pomiędzy nimi zdezorientowany i przerażony.
Poprawił swój garnitur i wyciągnął z kieszeni jakiś notatnik. Wsadził go w kieszeń munduru kapitana i skierował się w stronę drzwi.
- Jessica, rozkuj ich i wyprowadź na zewnątrz. Jesteście wolni.
Dziewczyna skinęła posłusznie głową i rozkuła nas.
Wyprowadzając nas z tego okropnego miejsca na zewnątrz, wytłumaczyła nam co mamy dokładnie zrobić.
Kiedy wyszedłem przywitały mnie oślepiające promienie słońca. Zerknąłem uważnie na kapitana.
On również wpatrywał się w błękitne niebo piętrzące się nad naszymi głowami. Pragnąłem słońca, pragnąłem poczuć na skórze przyjemne ciepło marcowego poranka.
- Idziemy. - powiedział nagle kapitan łapiąc mnie za nadgarstek i ciągnąc w stronę powozu.
Nie wyrwałem ręki, chociaż jego uścisk był na tyle mocny abym poczuł ból. Mimo tego posłusznie wszedłem do środka i usiadłem obok niego. 
On zasłonił wszystkie okna, i teraz panował pół mrok. Kilka promyków słońca zdołało przedrzeć się przez materiał. Rozsiadł się jak miał w zwyczaju, i wyjął z kieszeni notatnik.
Otworzył go na pierwszej stronie i zaczął czytać. Ja przybliżyłem się odrobinę aby również móc spojrzeć.
- Irvin smith? - zdziwiłem się.
Czy to nie jest przypadkiem dowódca legionu? I czy on i Kapral się nie znają? 
- Masz swoją broń? - zapytał nagle Kapral zamykając z trzaskiem okładkę.
- Dlaczego pytasz? Co właściwie zamierzasz? - odparłem podejrzliwie
Nie spodziewałem się, że Kapral Levi jest aż takim bezdusznym potworem.
- Musimy go zlikwidować. - odrzekł spokojnie
Jego twarz wyraża znudzenie, a jego kobaltowe oczy wpatrują się w puste miejsce przed nami.
Spojrzałem na niego zszokowany jego słowami. Czy on całkowicie stracił rozum?! 
- Nie możemy tego zrobić! Nie mamy prawa odbierać mu życia! - krzyczałem, uderzając pięścią w twarde siedzenie.
Rivaille przeniósł swój wzrok na mnie, a wyraz jego twarzy jakby odrobinę się zmienił.
Spoważniał?
- Poświęcisz własne życie za kogoś innego? - zapytał otrzepując materiał swojej peleryny z kurzu.
Zacisnąłem mocno zęby z wściekłości i przeniosłem się na siedzenie przed nim.
- Nie mam zamiaru zabijać niewinnych ludzi! Jeżeli chcesz to sam wykonuj jego polecenia! - warknąłem odwracając głowę.
Kapral westchnął głęboko, i zaczął rozpinać guziki w swoich spodniach. Spojrzałem na niego pytająco, na co w odpowiedzi nie dostałem nic.
- Co ty wyprawiasz.. - speszyłem się, spuszczając głowę. Siedział przede mną w samej bieliźnie, a jego męskość już się pod nią bardzo odznaczała.
- Uklęknij, Eren. - wyszeptał, a powiedział to w taki sposób jakby oczekiwał że tego nie zrobię.
I miał całkowitą rację. Co on sobie w ogóle wyobraża, że po każdej kłótni będę mu robił dobrze? 
- Nie żartuj sobie.. - odparłem kładąc się na całej długości siedzenia. 
Koszulka którą miałem na sobie w tamtej chwili delikatnie się uniosła odsłaniając mój brzuch.
Rozciągnąłem mięśnie, i delikatnie przymknąłem oczy.
Byłem na granicy snu, kiedy poczułem jak ktoś mną szarpie.
Otworzyłem oczy, i ujrzałem rozgniewaną twarz Kapitana Leviego.
Chciałem się wyrwać, jednak jego dłonie skutecznie unieruchomiły moje nadgarstki. Nachylił się nad moich uchem i wyszeptał
- Chciałem po dobroci, ale skoro to ci się nie podoba to troszkę się pobawimy. 
- N-nie .. proszę.. - jęknąłem, kiedy ściągnął mi spodnie i zsunął je aż opadły na kostki.
Kapral uśmiechnął się, i lubieżnie oblizał wargi. 
Zaczął obcałowywać moją szyję, i obojczyk kiedy nagle powóz zatrzymał się. Levi zmarszczył brwi, zaglądając przez okno. Zatrzymaliśmy się przed jakimś ogromnym budynkiem, nie miałem pojęcia co się w nim znajduje, jednak kapitan doskonale wiedział.
Wykorzystałem sytuację, i szybko ubrałem się. Kiedy odwrócił się, przeszyło mnie jego lodowate spojrzenie.
To uczucie jakby morze sztyletów przebiło moje ciało.
- Dokończymy to później. Wychodzimy. - powiedział, wychodząc z powozu.
Wyszedłem od razu za nim, oczekując na jakieś wyjaśnienia.
- Co to za budynek? - zapytałem idąc w bezpiecznej odległości od niego.
Kapral zauważył to i złapał mnie dłonią za talię przysuwając do siebie blisko.
- Nie rozumiem dlaczego tak się opierasz, przecież już od dawna należysz do mnie Eren. - szepnął oblizując skórę na moim policzku.
Chrząknąłem głośno, starając się uspokoić. 
- Co to za budynek? - powtórzyłem 
- Spotykają się w nim najważniejsi ludzie w państwie. - odpowiedział 
- Skąd pewność, że nas tam wpuszczą? 
- O to akurat najmniej się martwię. - odparł, podchodząc do bramy. 
Podszedł do jakiś żołnierzy stojących na warcie, i chwilę z nimi rozmawiał. Potem pokazał jakiś dokument a oni stanęli przestraszeni i od razy wyprostowali się salutując. 
Kapral machnął do mnie, a ja od razu za nim pobiegłem. 
- To było ekstra! - zaśmiałem się, a jego usta zrobiły to samo. 
Nigdy nie byłem w tak wielkim budynku, przed głównymi drzwiami stało jeszcze kilku żołnierzy, ale nie byli oni problemem. Nagle kapral zatrzymał się, i odwrócił w moją stronę. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
- Jeżeli nie pytają milcz, i zero podnoszenia głosu i udawania bohatera, jasne? Chyba, że chcesz żeby nas na miejscu zastrzelili. - jego głos był w tamtej chwili bardzo poważny.
Chociaż kapral  zawsze był zimny, i nieprzystępny. Twierdził, że nauka bez bólu nie ma sensu. Człowiek bez dyscypliny niczego się nie nauczy. 
Myślałem że mnie nienawidzi, ale jeżeli by tak było nie miałbym teraz w ustach jego języka.
To nie jest nasz ostatni pocałunek...



3 komentarze:

  1. Czekam na dalszą cześć, na prawdę się wkręciłam. *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. nie moge się doczekać kolejnej części...życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. "Tak często przecież sami się oszukujemy, a potem szukamy winnych w osobach które nas kochają i tracimy je"
    Jakie to prawdziwe ;-;
    Mam nadzieję, że nic im się tam nie stanie...
    No, lecę dalej czytać~

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony