niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 12

Rozdział 12 
Mam nadzieję, że notka przypadnie wam do gustu :) Proszę o komentarze pod postem, i zapraszam do lektury...

Po raz pierwszy czułem radość, kiedy wyglądając przez szpitalne okno zauważyłem na gałęziach drzew wczesnowiosenne pąki. Nadeszła upragniona przez wszystkich wiosna.
Otworzyłem okno, chciałem aby ostatki zimowego wiatru pożegnały się ze mną. Poczułem przyjemne orzeźwienie na twarzy. Rozłożyłem szeroko ramiona, zamykając oczy. Gdy to uczyniłem, wyczułem dłonie na swojej talii.
- Eren.. - wymruczał kapitan całując mnie swoimi miękkimi ustami po szyi. 
Jęknąłem cicho, kiedy zrobił na mojej skórze malinkę. Odwróciłem się przodem do niego, podpierając się o parapet.
- Chcę to zrobić.. - szepnął 
- Teraz? - odparłem, na co usłyszałem jego ciche "tak" 
Levi zamknął okno i posadził mnie wyżej. 
- Mhmmm.. - wtulił nos w zagłębienie mojej szyi, gładząc mnie w tamtym miejscu. 
Bardzo podobało mi się, kiedy to robił.
Rozpiął swój rozporek ściągając ze mnie bieliznę po czym stanął pomiędzy moimi udami podnosząc mnie i szybko wchodząc.
Poczułem nieprzyjemny dyskomfort, starałem się go jednak ignorować. Nie chciałem go rozzłościć.
Oparł jedną dłoń o szybę okna, drugą gładził mnie po policzku. 
- A-ach.. - jęknąłem, gdy jego zimna dłoń musnęła moją rozgrzaną skórę na plecach. 
Przez ten cały czas utrzymywaliśmy ze sobą kontakt wzrokowy, jego oczy tak jak i moje zamglone były z podniecenia. 
Gdyby na barkach miał skrzydła, nie wahał bym się ani przez chwilę by pomyśleć, że jest aniołem. Nie wiedziałbym tylko czy aby na pewno jest oddany Bogu. 
Znając go sprzeciwiłby się mu, i stanąłby po stronie zła.
Ja nie miałbym odwagi, by mu czegokolwiek zabronić.
- Rozluźnij się, będzie mniej boleć. - powiedział nagle, głos miał niski i ochrypły.
- Nie... ach.. boli.. - odparłem cicho, kładąc dłonie na jego ramionach. Poruszał się we mnie bardzo szybko. Czułem jak rośnie w moim wnętrzu. 
Nie obchodziło mnie czy ktoś nas zobaczy, choć w każdym momencie do sali mógł wejść ktokolwiek, dla mnie w tej chwili to było nieistotne. 
Miałem go tylko dla siebie, i cieszyłem się z każdej sekundy jego bliskości.
- Przyjemnie ci? - sapnął do mojego ucha, liżąc przy tym mój policzek.
Zagryzłem wargę aby z moich ust nie wydał się żaden niekontrolowany dźwięk. Moja niechęć do ośmieszenia się zirytowała go na tyle, że złapał mnie za szyję i przyparł do okna. Wszedł we mnie cały, a ja zachłysnąłem się śliną. To bardzo zabolało.
- Przestań.. - wyszeptałem gdy uścisk na mojej szyi stał się bardzo bolesny. 
- Kiedy się denerwujesz, robisz się bardzo ciasny. - uśmiechnął się uwalniając mnie.
Złapałem głęboko powietrze do płuc ciesząc się każdym oddechem.
Pchnął jeszcze kilkanaście razy, po czym doszedł we mnie. 
- Mówiłem ci, żebyś tego nie robił! - warknąłem czując w sobie tę kleistą ciecz. 
- Nie mówiłeś. - odparł wbijając mi się w usta.
Potem odszedł ode mnie ubierając się. 
- Idź wziąć prysznic, ja muszę coś załatwić. - rzekł poprawiając swoje włosy przed lustrem. 
- Co załatwić? - zapytałem podejrzliwie przyglądając się mu.
"Albo kogo.." - pomyślałem marszcząc brwi.
- Coś ważnego. - odparł pstrykając mnie w nos niczym starszy brat. 
Prychnąłem cicho, wchodząc do łazienki. Odkręciłem wodę i wszedłem do wanny.
Zapomniałem nawet o swojej ranie, zorientowałem się dopiero wtedy gdy cała woda przybrała bordowy kolor. Przestraszony, szybko z niej wyszedłem. 
Siegnąłem po bandaż i opatrunek zakładając go na nogę. 
Wytarłem ciało, i założyłem ubranie wiszące na haku przy drzwiach. 
Nie miałem przy sobie munduru, więc musiałem założyć zwyczajne ubranie. Były to jeansy, i ciemna koszula. 
Sięgnąłem po stojące nieopodal kule i wyszedłem na szpitalny korytarz. Udało mi się wymknąć będąc niezauważonym.
Uśmiech zagościł na mojej twarzy, gdy przed budynkiem spostrzegłem moją siostrę, i przyjaciela.
- Mikasa! Armin! - krzyknąłem wołając ich. Odwrócili się w moją stronę, a gdy mnie zauważyli szybko przybiegli.
- Eren! - uśmiech z jej twarzy zniknął tak szybko jak się pojawił, kiedy zobaczyła, że jestem ranny. - Kto ci to zrobił? Kapitan Rivaille?! 
Armin przypatrywał mi się zmartwiony.
- Nie, nie to nie kapitan.. właściwie on mnie uratował. - odparłem cicho.
Mikasa zdziwiła się. - Uratował? On? Ten kurdupel bez kszty litości? 
- Nie nazywaj go tak.. Miasto zaatakowali tytani, odłamek wbił mi się w nogę i gdyby nie on byłbym martwy. - powiedziałem szybko.
Mój przyjaciel uśmiechnął się.
- Wygląda na to, że nasz ukochany kapitan ma jednak w sobie cząstke człowieczeństwa. - zaśmiał się cicho.
Mikasa jednak nie wyglądała na rozbawioną.
- Mówiłam, żebyś na siebie uważał. - szepnęła wtulając się w moje ramiona.
- Co robiłeś przez cały ten czas? - spytał blondyn
Speszyłem się lekko, postanowiłem skłamać. Dobrze wiedziałem, że kłamstwo zawsze się wyda w tamtym momencie jednak, było to najlepsze rozwiązanie. 
- Ćwiczyłem, odpoczywałem.. 
Usiedliśmy na leżącym pniu drzewa. 
- Kiedy was wypuścił? - zapytałem 
- Dwa dni temu. - odparł blondyn rozciągając mięśnie ramion.
Moja siostra przyglądała mi się uważnie.
- Bardzo cię to boli? - spytała wskazując palcem na owiniętą bandażem nogę.
- Da się wytrzymać. - odparłem uśmiechając się.
Nagle zaczęła szukać czegoś w kieszeniach swojego munduru, po chwili wyjęła z jednej jakąś kopertę. Wręczyła mi ją.
- Otwórz gdy to wszystko się skończy. - powiedziała cicho.
Niczego nie rozumiałem, postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej.
- Co masz na myśli? 
Spojrzała na mnie jej twarz była bardzo spokojna. Nie byłem pewien jednak, czy aby na pewno wszystko z nią w porządku.
- Gdy nadejdzie koniec walk z tytanami. - jej głos w tym momencie był bardzo smutny.
Dlaczego ja mam to zrobić? Co takiego jest w środku i jakim cudem mam opanować ludzki odruch ciekawości.
-Dlaczego.. co jest w niej ukryte? - zapytałem 
- Coś bardzo ważnego, i bliskiego jej sercu. - odezwał się Armin.
Dotknąłem jej dokładnie. Nie wyczułem jednak żadnego przedmiotu, to musi być coś wyjątkowego skoro Mikasa mi to wręczyła.
Zrobię to dla niej.
- Dobrze, obiecuję, że otworzę ją gdy tylko nadejdzie kres tego chaosu. - odparłem wpatrując się w niebo.
Nasze spotkanie przerwał donośny głos kapitana. 
- Co ty tu do cholery robisz?! - wrzasnął podchodząc do mnie. Nie wiedząc o co mu chodzi wdałem się w kłótnie z nim.
- Wyszedłem na zewnątrz, nie będę siedział tam zamknięty niczym zwierze w klatce. - odpowiedziałem wstając powoli.
Rivaille wyglądał na nieźle wkurzonego, ciekawy byłem tylko co takiego doprowadziło go do takiego stanu skoro jeszcze godzinę temu był w miarę spokojny.
- Nie pozwoliłem ci się do mnie w taki sposób odzywać! - warknął uderzając mnie w twarz. Zrobił to bardzo mocno, straciłem równowagę i runąłem na ziemię uderzając się w miejsce rany.
Mikasa od razu zareagowała.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła pomagając mi wstać. Spojrzała na niego wściekła.
- Już w porządku, poradzę sobie z nim. - powiedziałem wstając na równe nogi.
Levi omiótł mnie swoim spojrzeniem, które w tamtym momencie przepełnione było wściekłością. 
- Wracaj do szpitala. - rzekł , zmieniając ton głosu na spokojniejszy.
Zmarszczyłem brwi, kim on jest, że może mnie tak traktować.
- Nie mam zamiaru tego zrobić. Nie masz prawa mi rozkazywać. - odrzekłem zaciskając pięści.
Uśmiechnął się pod nosem, podchodząc do mnie. Nachylił się nad moim uchem szeptając.
- Jeżeli tego nie zrobisz, zerżnę cię tak, że nie będziesz w stanie już nigdzie wychodzić, rozumiesz? 
Wzdrygnąłem się przerażony. Wrócił na swoje miejsce puszczając moją dłoń.
Mikasa patrzyła na mnie zdezorienowana. 
- To jak Eren, będziesz grzecznym chłopcem? - powiedział Kapitan patrząc z uśmiechem na Mikasę.
- Zostaw go w spokoju. - odparła podchodząc do mnie.
Spojrzałem na kapitana, potem na Mikasę. Wiedziałem co czeka mnie jeśli się mu sprzeciwię. 
- Muszę już iść. - wyszeptałem odchodząc z kapitanem.
Nie obejrzałem się za siebie, wiedziałem jednak, że zawiodłem Mikasę. Miałem jednak swoje powody, wizja tego co on potrafił mi zrobić przerażała mnie na tyle, aby grzecznie wykonać jego polecenie.
Nie wymieniliśmy ze sobą ani słowa, podniósł swój głos dopiero gdy byliśmy już w sypialni. Rivaille wynajął pokój w jakimś bardzo drogim hotelu, nie mam pojęcia skąd miał na to pieniądze.
Rozpiął guziki swojej koszuli i podszedł do mnie powoli. 
- Dlaczego nie chciałeś mnie słuchać? - zapytał dotykając mojej twarzy, po chwili złapał mnie za kark i rzucił na łóżko. O mały włos nie uderzyłem czołem o drewnianą ramę łóżka. 
Korzystając z okazji gdy odszedł w stronę kuchni, ocknąłem się z bólu i resztkami sił usiadłem na końcu łóżka. 
Obserwowałem go gdy szedł w moją stronę dierżąc w dłoni szklaną butelkę. Nie była pusta, trunek wypełniał ją do połowy.
- Wypuść mnie! - krzyknąłem obserwująć z przerażeniem jak do mnie podchodzi.
Usiadł tuż obok mnie, i siłą otworzył mi usta wlewajac do niej tą okropną ciecz.
Przymknąłem oczy szarpiąc się z nim, dławiłem się tym czymś. Całą zawartość ust wyplułem wprost na jego twarz. Przez chwilę obserwowałem jak wyciera się białą, jedwabną chusteczką.
Bez słowa wstał z materaca, klękając przy szafce. Zaczął coś w niej szukać, w końcu wstał a moim oczom ukazały się czarne kajdanki.
Nie łatwo było mu założyć kajdanki na moje nadgarstki, ponieważ szarpałem się  i wierciłem.
- Puszczaj mnie! - krzyczałem ledwie przytrzymując płacz.
Nigdy nie czułem się tak bezbronny, kiedy wlewał mi to do ust ten dziwny napój. Modliłem się tylko aby wreszcie skończył, od ciągłego poruszania dłońmi skóra pod kajdankami zaczerwieniła się. 
Odetchnąłem z ulgą, kiedy usłyszałem jak kładzie butelkę na szafkę.

Oddychałem niczym spłoszone zwierzę, spoglądałem na niego wystraszony. Czekając na okazję do ucieczki z tego przeklętego pokoju. Dlaczego w ogóle pomyślałem aby po tej sytuacji udać się z nim do jednego pokoju?!
Bardzo dziwnie się czułem, jakbym nie spał od tygodnia. Zaschło mi w gardle i miałem napady gorąca. Co się ze mną do cholery dzieje..?
 - Co... co ty mi podałeś? - zapytałem słabo, opadając bezwładnie na poduszki. 
Czy dobrze jest się poddać, kiedy mamy świadomość, że to o co walczyliśmy było dla nas najważniejsze? Dlaczego czuję się jakbym stracił wszystko mimo, że tak naprawdę nie byłem w posiadaniu czegokolwiek.
Utonąłem w ciemności błądząc w niej, zabiłem twój głos, zamknąłem swoje oczy jednakże twój dotyk czułem jeszcze przez chwilę nim zasnąłem..
*
Powoli otwierałem zmęczone oczy. Głowa niesamowicie mnie bolała, a w dodatku rana na nodze również dokazywała. Kiedy podniosłem się na łokciach spostrzegłem, że nie jestem w pokoju hotelowym, ani w szpitalu tylko w samochodzie.
Naprzeciw mnie siedział kapitan, przyglądając mi się.
- Co ja tu robię? - zapytałem zdezorientowanym głosem
- Jedziemy na wycieczkę. - odparł spokojnie wyglądając za okno.
W głowie nadal czułem lekkie zawirowania. 
- Dlaczego mi o tym nie wspomniałeś? - przetarłem mokrą chusteczką obolałą twarz.
- Nie zgodziłbyś się na to, a poza tym to miała być niespodzianka. - odpowiedział zakładając nogę na nogę.
- A dokąd się udajemy? - zapytałem nakładając materiałową chusteczkę na czoło.
- Do Tokio. - odparł 
Otworzyłem usta ze zdumienia. Przecież tam był mój dom, nie mogę bez słowa opuścić Mikasy i Armina! Nie zostawię ich gdy tytani coraz częściej atakują wioskę, nie mam zamiaru zachować się jak tchórz. 
- Chcę wrócić do wioski! Wypuść mnie! - krzyknąłem próbując otworzyć drzwi.
Były jednak zamknięte, a otworzyć je mógł tylko kierowca, który zdawał się jednak ignorować moje błagania.
Spojrzałem ze łzami w oczach na kapitana, on jednak wydawał się niewzruszony.
- To dla twojego dobra, musisz odpocząć i zregenerować siły. - dotknął dłonią mojego policzka, kiedy tylko to zrobił odtrąciłem jego rękę siadając w ciszy na siedzieniu.
Obiecałem sobie, że i tak tam powrócę...

11 komentarzy:

  1. świetny rozdział *-* kiedy będzie następny ? pytam ponieważ nie mogę się doczekać. życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm myślę, że za 2-4 dni. Dziękuję za komentarz, pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Ka-wa-ii~!!!!!!!! *.* po prostu nie wiem co powiedzieć <3
    No cóż... >.< Czekam na więcej i weny życzę~!!

    Hikasa

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest cudowny *-* oby tak dalej. A te teksty ,,- Kiedy się denerwujesz, robisz się bardzo ciasny. '' , ,,- Uratował? On? Ten kurdupel bez kszty litości? '' i - Jeżeli tego nie zrobisz, zerżnę cię tak, że nie będziesz w stanie już nigdzie wychodzić, rozumiesz? zniszczyły system, nie dość, że to świetne yaoi to też komedia. xD (Tak nawiasem mówiąc word mówi mi, że pisze się ,,krzty''. ^^ Czekam na kolejny cudowny rudział. *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. dostałaś nie samowity dar...jest nim twój talent *-* piszesz cudownie, z niecierpliwością oczekuje kolejnych rozdziałów. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem zaskoczona tym opowiadaniem, rozbudziło moją wyobraźnie. Yaoi na najwyższym poziomie.czekam na więcej. Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  6. cóż jestem chłopakiem, ale to yaoi z snk na prawdę mi się podoba!! masz talent! niezaprzepaść tego daru c:

    ps. czekam na więcej! ~~

    OdpowiedzUsuń
  7. yyyym nooo czekam i czekam a kolejnego rozdziału nie widać ;c

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem niezmiernie zadowolona, że trafiłam na tego bloga. Czytam go od przed wczoraj i uważam , że to opowiadanie zasługuję na większą ilość komentarzy. No nic idę czytać następny rozdział. Pozdrawiam ! <3

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony