Rozdział napisany, przepraszam za pomyłkę w poprzednim XD
Jak zwykle proszę o komentarze , i zapraszam do czytania:
- Piękne mamy dziś niebo - powiedział chłopak wpatrując się w lśniący nad ich głowami błękit.
Levi wzdrygnął się.
" - Jakie piękne mamy dziś niebo.
- Zawsze wygląda tak samo.."
Pamięta kiedy Eren uniósł głowę ku niemu i długo się w nie wpatrywał. Westchnął głęboko.
Christopher skrzywił się odrobinę widząc obojętny wyraz twarzy Kapitana.
- Czy ty w ogóle się uśmiechasz? - zapytał podejrzliwie.
Kapitan zirytował się odrobinę, nie odzywając się ani słowem.
- Ludzie, którzy nie wyrażają żadnych emocji, ani uczuć są bardzo dziwni. - zaczął pod nosem. Po chwili spojrzał na niego. - Ty też jesteś dziwny.
- Dlaczego cię wtedy nie zabiłem.. - szepnął do siebie, jednak chłopak doskonale to usłyszał.
Zmarszczył brwi, i przybrał obrażoną minę przyśpieszając kroku.
Po dziesięciu minutach dotarli do małej wioski. Przy bramie stało kilkunastu żołnierzy. Wszyscy spoglądali na nich złowrogo.
Chris zadrżał odrobinę, kiedy przed nimi stanął dwumetrowy, ogromny mężczyzna. Rivaille stał niewzruszony.
- Czego tutaj chcecie? - warknął krzyżując ramiona.
Chłopak odezwał się szybko.
- My.. my..chcielibyśmy tylko przejść - przełknął głośno ślinę, gdy olbrzym przybliżył się do niego.
Levi zmarszczył brwi.
- Chyba nie chciałbyś dodatkowej dziury w swoim parszywym ciele, prawda? - zapytał spokojnie.
Mężczyzna prychnął głośno schodząc im z drogi.
- To było świetne przedstawienie! - zaczął podekscytowany
- To nie było żadne przedstawienie. - odparł lodowato.
Chris przestał się śmiać i lekko się przestraszył.
- Myślałem.. że - szepnął cicho.
Kapitan nie pozwolił mu dokończyć, złapał go za kołnierz i mocno przyszpilił do ściany.
- Przestań zachowywać się jak ciota. Jeżeli chcesz w dzisiejszym świecie przeżyć, nie możesz okazywać słabości. - wysyczał puszczając go.
Chłopak obserwował go przerażonym wzrokiem
- Co cię napadło? - zapytał cicho - Sam cały czas widzę, że masz jakąś słabość. - dodał szybko.
- Skąd taki wniosek? - odparł czarnowłosy odchodząc od Chrisa.
Blondyn szybko ruszył za nim.
- Nie trudno się domyślić. Pewnie straciłeś kogoś, kogo kochałeś. - szepnął - Wiem jak to jest..
Rivaille westchnął głęboko.
- W życiu nie słyszałem większego głupstwa. - odpowiedział szybko. - Co was wszystkich napadło z tą miłością, to takie ułomne i lekkomyślne kochać kogoś tak bardzo, że oddałbyś za to swoje życie.
Chris milczał przez chwilę, jednak zaraz potem szturchnął kapitana ramieniem.
- Ja najbardziej w miłości lubiłem to dziwne uczucie w żołądku, kiedy ją widziałem. - powiedział uśmiechając się.
Levi spojrzał na niego kątem oka.
- Może to był zwykły ból brzucha? - zakpił
- Pewnie nigdy tego nie doświadczyłeś. - odparł kołysając się na boki.
Nagle ich rozmowę, przerwał krzyk jakiejś kobiety. Kiedy kilku żołnierzy przebiegło przed ich nosami, Levi od razu wiedział co się dzieje.
- Przygotować się do ataku! - krzyknął starszy mężczyzna.
Rivaille oglądał ich porażkę bez wzruszenia. Wiedział co robią źle.
- Schowaj się do środka. - powiedział wpychając zdezorientowanego blondyna do jednej z kamienic.
Szybko podbiegł do jeszcze żywych żołnierzy.
- Proszę natychmiast opuścić pole walki- powiedział donośnym głosem zaciskając ranę na ramieniu.
Dwa ogromne tytany niszczyły budynek po budynku. Były już niedaleko miejsca gdzie przebywał Chris.
Rivaille bez wahania ruszył do walki. Zajął się jednym tytanem, unieruchamiając go ostrą jak brzytwa nicią. Zabił go, jednak po chwili zauważył jak drugi potwór niszczy właśnie resztę kamienic.
Chris siedział pod ścianą, podkulając nogi pod brodę. Cały drżał ze strachu.
Kiedy tytan zburzył ścianę budynku w którym chłopak się ukrywał, zaczął krzyczeć.
Gdy tytan go zauważył uśmiechnął się w ten swój przeraźliwy sposób. Wyciągnął łapę, aby schwytać blondyna jednak zaraz potem z tyłu jego pleców rozlała się bordowa ciecz.
Ostre miecze Leviego bez problemu rozerwały dosyć twardą skórę tytana.
Kapitan skoczył na ziemię, wycierając miecz z krwi.
- Obrzydliwe. - prychnął brudząc się nią przez przypadek.
Chris zamrugał kilka razy osuwając się na podłogę. Ostatnie co widział, była postać czarnowłosego.
Nigdy dotąd nie spotkał kogoś tak odważnego.
Rivaille podniósł jego ciało, szukając wzrokiem niezniszczonej kamienicy. Wszedł do niej, wyważając pierwsze lepsze drzwi.
Kiedy przeszedł przez próg, ujrzał dwójkę przerażonych dzieci siedzących pod ścianą w kuchni.
Levi zignorował je wchodząc do środka, nieprzytomnego chłopaka rzucił na łóżko w sypialni. Rozluźnił swój krawat, ściągając marynarkę położył się obok niego.
Przejechał dłońmi po swojej twarzy, wpatrując się w sufit. Przymknął po chwili oczy, nie zauważył nawet jak szybko zasnął.
*
Obudził się dwie godziny później. Był okryty kocem.
Spojrzał na nadal śpiącego blondyna, i wstał powoli. Usłyszał piskliwy głosik dochodzący z kuchni.
Kiedy wszedł do pomieszczenia, ujrzał dwójke siedzących przy stole brzdąców.
Dziewczynka i chłopiec siedzieli spokojnie, wpatrując się w okno. Oglądali to czego nigdy nie powinni byli zobaczyć.
Gdy Rivaille sięgnął po szklankę, czworo niebieskich oczu spojrzało na niego.
- Kim Pan jest? - zapytała dziewczyna ściskając dłoń chłopca.
Kapitan usiadł naprzeciw nich.
- Gdzie są wasi rodzice?
Chłopczyk spoglądał na niego podejrzliwie.
- Mamusia i tatuś niebawem wrócą.. - szepnął chłopczyk.
Kiedy patrzył na te dwie bezbronne istotki, zrobiło mu się ich żal.
- Jesteście głodni? - zapytał zmieniając ton głosu na normalniejszy.
Dzieci jednocześnie skinęły głową.
Kapitan znalazł kilka świeżych produktów, i postanowił zrobić z nich coś użytecznego.
Po kilkunastu minutach postawił przed nimi dwa duże talerze. Smaczny zapach unosił się w całym pomieszczeniu.
Dziewczynka sięgnęła po widelec, i zaczęła jeść. Chłopczyk nie wyglądał na zainteresowanego.
- Jeżeli nie będziesz jeść, nie będziesz wystarczająco silny aby bronić swojej siostry. - powiedział uśmiechając się delikatnie.
Chłopak spojrzał na niego zdziwiony, a potem na swoją siostrzyczkę. Od razu sięgnął po widelec.
Blondyn przebudzał się. Usłyszał głos Kapitana, i smaczny zapach unoszący się po całym mieszkaniu. Wstał szybko i skradając się dotarł pod drzwi kuchni.
Wychylił się odrobinę, i nie mógł uwierzyć w to co widzi. Levi nalewał im do szklanek sok pomarańczowy.
Nie krzyczał, a jego głos nie był taki jak zawsze. Wydawał się bardzo ciepły i przyjazny.
Chris zaśmiał się cicho.
- Widzę, że czujesz się już bardzo dobrze. - zaczął, znów używając zimnego tonu głosu.
Blondyn podrapał się po głowie, i uśmiechnął szeroko.
- Czuję się jak nowo narodzony! - krzyknął radośnie przeciągając się.
Levi spojrzał na niego obojętnie.
- Skoro już zregenerowałeś siły, popilnuj ich. - powiedział oschle mijając go szybko.
Bez słowa wyszedł z mieszkania.
- Co go ugryzło. - mruknął siadając obok dzieci.
Dziewczynka uśmiechnęła się, to samo zrobił chłopiec.
- Jesteś dziewczyną? - pisnęła podchodząc do niego. - Chodź, mamusia kupiła mi piękne lalki!
Chris spuścił głowę na dół.
- Nie jestem dziewczyną. - burknął zażenowany, na co usłyszał śmiech chłopca.
- Aleś ty głupia! - powiedział chłopak
Dziewczynka skrzyżowała ramiona.
- Sam jesteś głupi! - odgryzła się szybko szturchając go łokciem.
- Nie prawda bo ty! - odparł chłopiec
Chris westchnął głęboko.
- Pobawisz się z nami w chowanego? - zapytali nagle
Blondyn otworzył ze zdziwienia usta. Chciał im odmówić jednak dzieci postawiły na swoim.
**
Eren przechadzał się z po całej wiosce w poszukiwaniu informacji. Bez skutku.
Czuł się jak dziecko szukające swojej matki. To okropne uczucie.
Zbliżał się wieczór. Brunet zsunął się po ścianie budynku, i wpatrywał się w niebo.
Szkoda, że nie wiedział o tym, że kapitan robi właśnie to samo. Mimo, że zawsze starał się nie okazywać emocji. To było w jego przypadku zbędne.
Dobrze wiedział, że jeśli kiedykolwiek się zakocha będzie cierpiał. Tak właśnie było.
Łzy nic nie znaczą, krzyk zdzierający gardło również jeśli straciliśmy wszystko.
Otworzył ze zdziwienia usta, kiedy poczuł w nich słony posmak. Dotknął szybko swojego policzka i starł z niego drobne łezki.
Zaklął pod nosem, wstając szybko. Siła fizyczna, i jego uprzedzenia do wszystkiego przegrały z uczuciem jakie poczuł w swoim sercu.
Wiedział jednak, że nie może wrócić. Przynajmniej nie teraz.
Gdy wrócił do mieszkania, ujrzał ledwie żywego Chrisa na podłodze, i śpiące obok niego dzieci.
- Widzę, że dobrze się bawiłeś. - zakpił wieszając płaszcz na wieszaku obok drzwi.
Chris podniósł się odrobinę, spoglądając na niego.
- To nie są dzieci.. to małe diabełki. - szepnął znów opadając na podłogę.
Levi wszedł do pokoju, i podniósł dwójkę śpiących brzdąców na ręce. Położył je do łóżek i wyszedł.
- To niesprawiedliwe. - mruknął siadając na fotelu.
Levi spojrzał na niego.
- O co ci chodzi? - zapytał
- O to, że im potrafisz okazać serce a mnie nie. - odparł szybko piskliwym głosem.
Rivaille westchnął głęboko.
- To tylko dzieci. - powiedział zirytowany. - Przygotuj się, jutro wyruszamy.
Chris spojrzał na niego szybko.
- A co z nimi? Chyba nie masz zamiaru zostawić ich na pastwę losu.
Levi wzruszył ramionami.
- Jakoś sobie poradzą. - odparł spokojnie.
- Przecież nie mają nawet siedmiu lat! - fuknął wkurzony - Pewnie nawet nie wiesz jak to jest, kiedy jest się samotnym! Wszystko co nie dotyczy ciebie, jest ci obojętne!
Rivaille zacisnął mocno pięści, powstrzymując się aby nie spuścić chłopakowi porządnego wpierdolu.
- Ucisz się. - syknął
Chris zaśmiał się sztucznie.
- Och, czyli w taki sposób rozwiązujesz problemy. - zakpił podchodząc do niego blisko. - Nie potrafisz pogodzić się z prawdą.
Stoicki spokój kapitana nie odzwierciedlał tego co działo się wewnątrz niego.
- Możesz zostać z nimi, jeśli chcesz. Pozbędę się niepotrzebnego ciężaru. - odparł siadając na fotelu.
Założył nogę na nogę jak to miał w swoim zwyczaju, i wpatrywał się przed siebie.
- Tacy ludzie jak ty, zawsze zostają sami. - szepnął podchodząc do drzwi.
- Samotność w moim przypadku jest najlepszym wyborem. - odrzekł gdy Chris wyszedł.
Po kilku minutach drzwi do sypialni ponownie się otworzyły. Nie był to jednak blondyn, a jedno z dzieci.
Dziewczynka weszła do środka nadal wycierając zaspane oczka. Po sekundzie spojrzała na kapitana.
- Dlaczego Pan nie śpi? - zapytała cichutko , siadając na skraju łóżka przed nim
Levi spojrzał na nią.
- Nie jestem śpiący. - odparł uśmiechając się delikatnie.
- Dlaczego ciągle jest Pan taki smutny? - zapytała zmartwiona, miętoląc w drobnych palcach materiał swojej spódniczki.
- Nie mam powodów do tego aby się uśmiechać. - odparł
- Zawsze jest jakaś sprawa, dla której warto jest choć na chwilę się uśmiechnąć. - powiedziała szczerząc w jego stronę swoje ząbki.
Kapitan spuścił wzrok na podłogę.
Nie myślał w ten sposób. Zawsze był pewien, że ludzie uśmiechają się tylko po to aby ukryć swoje prawdziwe zamiary a nie dlatego, że są po prostu szczęśliwi. Teraz jednak, kiedy spoglądał na dziewczynkę nie myślał w ten sposób. Bo jakie złe zamiary może mieć sześciolatka?
Może nie powinien tak zachować się w stosunku do Chrisa?
- Zostanę z wami, dopóki wasi rodzice się nie zjawią. - powiedział nagle.
Sam był zaskoczony, że takie słowa padły z jego ust.
Dziewczynka słysząc te słowa podbiegła do niego, i przytuliła się do jego ramienia.
Kapitan siedział nieruchomo, nie wiedząc co ma zrobić. Nigdy jeszcze nie opiekował się dziećmi, nie miał pojęcia jak to wszystko się potoczy.
**
Eren wracał leśną ścieżką do domu. Było już późno.
Drogę oświecało mu tylko kilka latarni porozstawianych daleko od siebie.
Zbliżał się kwiecień, a noce jak i poranki nadal były bardzo chłodne. Eren schował dłonie do kieszeni.
Po chwili usłyszał głos starszej kobiety. Podeszła do niego powoli, ściskając w dłoni dziwny naszyjnik.
- Chciałbyś dowiedzieć się jak będzie wyglądać twoja przyszłość? - zapytała ochrypłym głosem , ziejąc mu w twarz okropnym zapachem z ust.
- Nie, naprawdę dziękuje. - odparł szybko odchodząc od niej.
- Przecież tak bardzo pragniesz go odnaleźć. - dodała szybko.
Eren zatrzymał się i powoli odwrócił w jej stronę.
- Skąd Pani to wie? - zapytał szeptem.
Ona uśmiechnęła się w dziwny sposób.
- Wiem naprawdę sporo. - zaczęła okrywając się chustą - Wiem też, gdzie przebywa twój Kapitan.
Eren otworzył ze zdziwienia usta.
- Mogłaby mi Pani pomóc?
Jedyna szansa, której nie mógł stracić.
Kobieta zamyśliła się chwilę, pisząc coś na kartce. Po chwili podała mu ją.
- Znałam twoją Matkę. - powiedziała uśmiechając się.
Chłopak spojrzał szybko na kartkę czytając jej zawartość
- Shira? - powiedział głośno.
Podniósł wzrok chcąc jej podziękować, jednak już jej nie było.
- Shira.. Shira.. Shira.. - powtarzał cicho próbując przypomnieć sobie cokolwiek o tym miejscu.
Gdy wrócił do domu, od razu zapytał o to Mikasę.
- Niedawno na wioskę napadły dwa ogromne tytany. Kilkadziesiąt ludzi zginęło. - powiedziała zalewając herbatę i postawiła ją przed nim.
Eren wpatrywał się w unoszącą się nad kubkiem chmurą pary wodnej.
- To daleko stąd? - zapytał obojętnie, aby nie wzbudzać w niej żadnych podejrzeń.
- Pół dnia drogi pieszo. - odparła.
- Dokąd idziesz? - zapytała gdy Eren wstał z krzesła.
Brunet uśmiechnął się delikatnie.
- Położę się wcześniej. - odrzekł wchodząc do swojego pokoju.
Kilka minut później zaczął pakować do torby najpotrzebniejsze rzeczy. Spojrzał za okno, zaczęło padać.
Nie miał zamiaru czekać ani chwili.
Miłość to poświęcenie, i wytrwałość. To coś dla czego jesteśmy gotowi zrobić wszystko.
Otworzył okno, siadając na parapecie. Na szczęście nie było wysoko, bez wahania skoczył lądując na ziemi.
Nie oglądając się za siebie, podążył w stronę wioski.
Deszcz zmoczył już bluzę jaką miał na sobie, Eren nie zwracał na to uwagi.
Co jakiś czas wpatrywał się w gwieździste niebo.
Och tak... Cudowny prezent, prawie że mikołajkowy! :) Niesamowite. Masz fantazję. Akcja toczy się wspaniale. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńJak zawsze rozdział zaje*isty, epicki, wyczepisty, powalający itp <3 <3 nie mogę doczekać się kolejnej notki *.*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Hikasa
Eren.. przybywaj.... bo tęsknię za tobą i Levim razem^^ Nasz kochany Heichou zajmujący się dziećmi... no tym to mnie powaliłaś, punkt dla ciebie ;p Ogólnie rozdział fajny, Mikasa coś mało domyślna jest.. >.>
OdpowiedzUsuńKolejny raz bardzo pozytywnie mnie zaskakujesz! Masz olbrzymią wyobraźnię, jesteś genialna. Czekam w napięciu na kolejny rozdział. To uzależniające...
OdpowiedzUsuńNie mogę już doczekać się kolejnego rozdziału! :( To tak piekielnie uzależnia... Nosiłabym Cię na rękach. Nie ma dnia żebym tutaj nie wpadła./K.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń