czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 19 - Dobre maniery

   W końcu dodaje 19 rozdział. Strasznie długo się nad nim męczyłam, ale się udało. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Mam ochotę napisać jakiegoś małego, ostrego one shota ^^ piszcie pod postem propozycje. Miłego czytania.




Gdy tylko Kapral wyszedł, Eren pozbierał swoje ubrania najszybciej jak tylko mógł.
Roztrzęsiony chłopak skierował się w stronę jednostki wojskowej. Cały czas trzęsły mu się ręce, niczym osiemdziesięciolatkowi z nerwicą.
Szedł szybkim krokiem kierując się do mieszkania swojej siostry.
Napotkał jednak pewną przeszkodę, gdy już był niedaleko zauważyła go Hanji.
Oczy błysnęły jej, kiedy zobaczyła obiekt swojej chorej fascynacji. Szybko do niego podbiegła.
- A Ty dokąd się wybierasz? - zapytała zdziwiona. - Powinieneś być w sali spotkań już od dziesięciu minut.
- W sali spotkań? - powtórzył zdezorientowany brunet.
Nikt nie mówił mu, że gdziekolwiek będzie miał się udać.
- Jesteś taki słodki, kiedy masz taką zagubioną minkę! - zapiszczała rumieniąc się.
Eren spojrzał na nią lekko przestraszony.
- Nie mam pojęcia, gdzie znajduję się ta sala. - mruknął oddalając się od niej niezauważony.
Hanji westchnęła głęboko.
- Chodź za mną. - powiedziała krótko prowadząc chłopaka na miejsce.
Eren stanął przed ogromnymi drzwiami. Ledwie dotknął klamki w kształcie paszczy lwa, a  ktoś szybko otworzył mu drzwi. Była to młoda dziewczyna, prawdopodobnie córka generała.
- Proszę, Eren. - powiedziała , uśmiechając się do niego i otworzyła drzwi.
Chłopak wszedł do środka. Stał na środku pokoju, w którym od kilkunastu minut wszyscy na niego czekali.
- Przepraszam za spóźnienie. - wyszeptał siadając na miejsce wskazane przez starszego mężczyznę.
Usiadł naprzeciw Kapitana, i obok jakiejś dziwnie ubranej kobiety.
Ciągle wpatrywała się w Leviego, jakby chciała pożreć go wzrokiem.
W końcu nieznany mu starzec siedzący na początku naprawdę długiego stołu wstał powoli.
- Zebraliśmy się tutaj, aby omówić naszą przyszłość. W dzisiejszych czasach nic nie jest pewne.
  Musimy mieć jednak stuprocentową pewność, że ten młody chłopak. - wskazał pomarszczonym palcem na Erena. - Wesprze nas w razie jakiegokolwiek zagrożenia.
- Potwór to potwór! Nie możemy ryzykować, że pewnego dnia cała jego złość obróci się przeciwko nam.! - warknął mężczyzna siedzący obok.
Mikasa zmarszczyła brwi.
- Nie ma Pan prawa nazywać go potworem! - odparła zrywając się.
Kapitan uśmiechnął się niezauważalnie pod nosem. Czekał tylko na rozwój wydarzeń.
Zastanawiał się, czy Eren da się ponieść emocjom.
Chłopak od razu wyczuł na sobie wzrok czarnowłosego. Nie miał odwagi jednak, żeby spojrzeć na niego.
Siedział wyprostowany, wpatrując się w wazon pełen kwiatów, który stał przed nim na białym obrusie.
W końcu głos podniosła kobieta.
- Cisza!! - ryknęła , a wszyscy wzdrygnęli się.
- Panie Eren Yeager, doszły nas słuchy, że podczas przemiany w tytana zabił Pan pięciu żołnierzy, czy to prawda? - zapytała .
- Tak, to prawda. - odparł wpatrując się w jej lazurowe tęczówki.
- Panie Rivaille, czy był Pan obecny podczas tego tragicznego zajścia? - spojrzała na Kapitana,rumieniąc się delikatnie
- Gdyby nie moje zasługi, zniszczyłby całe miasto. Wy nawet nie wybraliście odpowiednio dobrych żołnierzy. Nie dziwię się, że tak szybko  ich zabił. - odpowiedział spokojnie nie spuszczając z niej wzroku.
Kobieta słysząc te słowa speszyła się odrobinę i kontynuowała.
- A co sądzi Pan o jego zachowaniu? Miał Pan wystarczając dużo czasu, aby stwierdzić czy jego nienaturalne zdolności faktycznie nam się przydadzą. - dodała otwierając dużą teczkę z dokumentami.
- Jeżeli chodzi o maniery, potrzebuje jeszcze kilka lekcji. - uśmiechnął się delikatnie - Co do walki nie mam wątpliwości, że w czasie wojny lub ataku ze strony tytanów potrzebowalibyście go jak ogień powietrza.
Kobieta zamyśliła się chwilę.
- Co to ma do cholery być?! - warknął jakiś młody mężczyzna. - Jak w ogóle możecie mu ufać, skoro jest tylko i wyłącznie krwiożerczym potworem?!
Eren coraz mocniej  zaciskał pięści na materiale swoich spodni. Nie rozumiał tej nienawiści do swojej osoby. Przecież nigdy nie pomyślałby nawet, żeby przestać walczyć dla swojej ojczyzny.
Nie porzuci obietnicy, którą pochował w sercu.
W końcu nie wytrzymał, każdy kiedyś pęka.
 - Przestańcie! - wrzasnął siejąc przenikliwą złość w każdy zakątek sali. - Jesteście próżni! Nie macie prawa oceniać mnie w taki sposób , skoro nic o mnie nie wiecie! - uderzył pięścią w stół, powodując w niej głębokie wgniecenie.
Uśmiech na twarzy Leviego powiększył się, gdy ujrzał przerażone miny uczestników tego spotkania.
- Dokończcie ten cyrk beze mnie. - powiedział, opuszczając pokój.
Eren odprowadził go wzrokiem aż do drzwi.

Dzięki szczęściu jakie dopisywało Erenowi, został całkowicie oczyszczony z zarzutów.
**
Kapitan udał się na grób swojej matki.
Chciał być sam, od kiedy pamięta tak było. Nie chciał wierzyć, że warto jest kochać, bo prawie wszystkie osoby, które darzył tym uczuciem odeszły.
Znieczulił się na miłość, zajął się tylko i wyłącznie dążeniem do upragnionego celu - perfekcji.
Nim wstąpił w szeregi  i stał się szanowaną osobą, był kimś gorszym od śmiecia.
Robił coś z czym przeciętny człowiek nigdy nie chciałby mieć nic wspólnego. Musiał pokonać swoje wszystkie lęki, stać się silny. I przede wszystkim stronić od wszelkich uczuć, a w szczególności tak silnego jakim jest miłość.
Błękitne niebo rozciągało się nad jego głową.
Już z daleka spostrzegł Sano.
- Cieszę się, że nic Ci nie jest. - wyszeptał, uśmiechając się do niego.
- Nie wracasz do Osaki? - zapytał, zapalając znicz.
Sano westchnął głęboko.
 - Za kilka tygodni.. sam nie wiem. - odparł cicho.
Sano miał taki sam kolor włosów jak jego starszy brat. Oczy mieli jednak całkowicie inne. W czarnych jak węgle tęczówkach Rivailla nie można było dostrzec niczego, natomiast wzrok Sano wyrażał emocje.
- Jak długo masz zamiar tak się oszukiwać? - zapytał Sano wpatrując się w nagrobek przed sobą.
- Co masz na myśli? - zapytał zdziwiony, wycierając dłonie chusteczką.
- Dobrze wiesz, że chodzi mi o Erena. - odparł szybko.
Levi zmarszczył brwi, przymykając oczy.
Na kwiatach stojących w wazonie usiadł motyl. Kapitan wsłuchiwał się w ciszę jaka panowała w tym miejscu.
- To niewychowany.. bezużyteczny.. - zaczął , po kilku sekundach przerwał mu jego brat.
- Co takiego zrobił ci ten chłopak, że tak go nienawidzisz?  - zapytał przenosząc wzrok na zamyślonego Kapitana.
Rivaille wziął głęboki oddech.
- Po prostu działa mi na nerwy. - odpowiedział ze stoickim spokojem w głosie.
- Przyzwyczajenie do samotności nie jest czymś dobrym, rozumiesz? - zapytał patrząc na niego z troską.
Bardzo się o niego martwił. Nie chciał aby któregoś dnia jego brat został całkowicie sam.
Kiedy nie mamy nikogo kto zdołałby nas pokochać, czujemy się kurewsko samotni.
- Nie rezygnuj z niego, tylko dlatego, że nie masz odwagi aby go pokochać. - dodał po chwili, wstając z ławki.
Pożegnał się z Levim i odszedł w stronę wyjścia.
**
Kapitan kierował się w stronę budynku jednostki wojskowej. Mimo, że chciał wyjaśnić całą sprawę z Erenem, coś w środku blokowało go. 
Był sam, i na razie nie chciał tego zmieniać.
Nagle zatrzymał go jakiś mężczyzna. Miał około pięćdziesięciu lat, szara kępka siwych włosów jaką miał na głowie poruszała się na wszystkie strony pod wpływem wiatru.
W okół jego ust widniały głębokie zmarszczki, a okulary które miał na nosie wyglądały już na bardzo stare.
 - Przepraszam bardzo, nie widział Pan przypadkiem - zaczął grzebać w kieszeni płaszcza, po chwili wyjął z niej zdjęcie - Tego chłopaka? - zapytał.
 - Oczywiście, że znam. - odparł spokojnie. - A kim Pan dla niego jest? 
Starzec uśmiechnął się, chowając zdjęcie.
- Jestem... - zaczął, a po chwili posmutniał - A raczej byłem, przyjacielem jego ojca. Wiem, że nazywa się Eren Yeager. - dodał szybko.
- To musi być coś ważnego, skoro przyszedł Pan aż tutaj.
Mężczyzna wyciągnął z prawie pustego opakowana papierosa i odpalił go.
- Pewnie ktoś tak młody jak ty, nie słyszał nigdy, że te cholerstwo z którym tak walczycie można zlikwidować raz na zawsze.
Kapitan zmarszczył brwi.
- Co ma Pan na myśli? - zapytał 
- Potrzebuję klucza, który ma Eren. Drugi z twoją pomocą uda mi się odnaleźć. - odpowiedział wyrzucając peta na ziemię.
- Zaprowadzę Pana do jego siostry. - odrzekł, kierując się z nim w stronę biura Mikasy.
**

 - Tylko jest jeden problem. - powiedziała czarnowłosa wstając od biurka.
 Starzec skrzywił się.
 - Jaki problem?  - zapytał 
 - Eren zgubił ten klucz. - widząc jak mina mężczyzny momentalnie spoważniała.



niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 18 "Szczerość nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem."

Rivaille poradził sobie z nim szybciej niż przypuszczał. Nie bez powodu przecież mianowany został najlepszym na świecie.
Bez problemu rozciął skórę na karku tytana
Nie stało się jednak to czego się spodziewał. Jego olbrzymie ciało nie padło martwe na ziemię, zamiast tego zaczęło się powoli rozpadać.
Niczym domek z kart, część po części, aż w końcu zlepione dziwną, kleistą substancją ciało Erena opadło na ziemię uwalniając się z jego wnętrza.
Mikasa nie tracąc ani chwili podbiegła do swojego brata.
Nie zwróciła nawet uwagi na to, że kapitan chwilę temu upadł na ziemię. Nie dawał żadnych oznak życia.
- Eren! - krzyknęła delikatnie nim potrząsając.
Pomimo jej usilnych starań, Eren nie ocknął się. Razem z ledwo żywym czarnowłosym trafili do pobliskiego szpitala.
Musiały minąć dwa dni, aby obydwoje wybudzili się ze śpiączki farmakologicznej w jakiej się znajdowali. Lekarze postanowili, że ze względu na zagrożenie życia będzie to najbezpieczniejsze rozwiązanie.
Pierwszy oczy otworzył Eren.
Obrócił powoli głowę spoglądając na nadal śpiącego kapitana.
Nie wiele pamiętał, jedyne co dobrze utkwiło mu w pamięci to chwila kiedy brakowało mu powietrza
Czuł jak traci władze, nad całym ciałem.
Dalsze wydarzenia całkowicie się zresetowały.
Eren wpatrywał się tępo w sufit próbując przypomnieć sobie chociaż jakieś poszlaki.
Nagle ciszę przerwał głos Rivailla. Jak zwykle brzmiał bardzo chłodno. Był też dość słaby i lekko ściszony.
- Przestań się tym zadręczać. - powiedział, obserwując poczynania chłopaka.
Brunet westchnął cicho.
- To wszystko moja wina. Gdybym nad sobą panował... - wyszeptał, zaciskając dłonie na prześcieradle.
- Nie wygaduj bzdur. - odparł szybko zirytowanym głosem.
Zdezorientowany Eren nie miał pojęcia co zrobić, gdy spostrzegł, że kapitan powoli wstaje.
- Nie możesz jeszcze wstawać! - krzyknął przerażony, po chwili czując, że jakiekolwiek podniesienie głosu powoduje bolesne pieczenie.
Rivaille spojrzał na niego gniewnie, wyrywając wenflon z dłoni.
- Mam ważniejsze sprawy, niż słuchanie jak się nad sobą użalasz. - prychnął wstając szybko.
Zbytnia pewność siebie, i pochopna decyzja sprawiła, że już po chwili leżał na podłodze.
Kiedy Eren próbował mu pomóc, on odtrącał jego dłonie i krzyczał do niego obraźliwe sugestie.
Cała sytuacja była na tyle hałaśliwa, że do sali szybko przybiegła pielęgniarka i lekarz.
- Proszę się uspokoić. - powiedziała lekko przestraszona, spotykając spojrzenie Leviego.
Po chwili czarnowłosy wrócił na łóżko.
- Jeżeli chce pan wyjść z tego cało, radzę spokojnie leżeć. Inaczej tak jak teraz.. - spojrzał na jego brzuch. - rana będzie krwawić.
Podszedł do niego spokojnie, i podciągnął do góry koszulkę. Rozwiązał przesiąknięte krwią bandaże i wyrzucił je do śmietnika. Pielęgniarka podała mu nowe.
- Nic mu nie będzie, prawda? - wtrącił się Eren
Kobieta uśmiechnęła się delikatnie.
- Za kilka dni, będzie mógł opuścić szpital. - odparła spokojnie.
- Jest pani pewna? - powtórzył patrząc na nią uważnie.
- Ucisz się, Eren. - syknął kapitan podnosząc się odrobinę na łokciach.
Eren spuścił wzrok na podłogę milcząc. Bardzo się o niego bał.
- Proszę na siebie uważać. - skarciła go, opuszczając pokój.
Rivaille leżał odwrócony plecami do Erena. Był na niego bardzo zły, za to, że zawsze jest taki uparty.
A w dodatku niezależnie od jego poczynań nigdy nie przestaje się o niego troszczyć.
 Nic nie jest warte tego aby za to zginąć, a mimo to ten młody chłopak oddałby swoje życie za zupełnie obcą osobę. Kapitan nie był w stanie zrozumieć, jak może być aż tak nierozważny.
Brunet w tej ciszy mógł spróbować przypomnieć sobie co takiego naprawdę wydarzyło się kilka dni temu.
Widział niewyraźne poszlaki, kiedy nagle usłyszał w głowie ten krzyk.
To był głos Rivaille.
- Kocham.. cię? - powiedział cicho pod nosem, jednak na tyle głośno, że kapitan zdołał to usłyszeć.
Otworzył szybko oczy, a w jego piersi serce zaczęło nierówno bić.
Eren zaczął wszystko sobie przypominać. Postanowił zapytać go o to czy naprawdę mu to wyznał.
Pomimo strachu jaki się w nim piętrzył.
- Umm.. mam pytanie. - mruknął.
Rivaille podniósł delikatnie głowę, spoglądając na niego.
Z natury był bardzo niecierpliwy, chciałby aby wszystko działo się szybko - niezależnie od sytuacji.
Kiedy Eren zauważył, że kapitan go słucha zaczął mówić.
- Czy to co wyznałeś mi tamtego dnia, było prawdą? - zapytał ściszonym głosem, a serce z nerwów podeszło mu do gardła.
Kapitan westchnął przeciągle, zaczesując dłońmi swoje lśniące włosy.
- Jesteś głupszy niż myślałem. - odparł spokojnie, krzywiąc się z bólu.
- Jak to? - zdziwił się - Przecież ludzie nie wyznając sobie takich rzeczy, jeśli nic do siebie nie czują. - szepnął spuszczając wzrok na podłogę.
Levi uśmiechnął się pod nosem.
- Musiałem cię jakoś zatrzymać.  - powiedział a jego głos nie wyrażał jak zwykle żadnych emocji - Gdybym tego nie zrobił, byłbym zmuszony cię zabić. - dodał obserwując jak zmienia się wyraz twarz Erena.
- Naprawdę.. zrobiłbyś to? - spytał, nadal nie podnosząc wzroku.
- Nie mógłbym narażać na śmierć niewinnych ludzi- odparł szybko pewnym głosem.
- Rozumiem.. - zaczął uśmiechając się słabo, jednak jego głos zadrżał.
Nic więcej nie powiedział.
4 dni później
- Nareszcie.. - mruknął Eren wychodząc z budynku szpitala.
Nie czuł się jeszcze w pełni sił, jednak świeże powietrze muskające jego twarz całkowicie wymazało jeszcze doskwierający mu lekki ból.
- Lepiej się czujesz? - zapytała Mikasa spoglądając z troską na swojego brata.
Eren skinął głową, uśmiechając się do niej szczerze.
- A co z kapitanem? - dodała szybko.
Chłopak wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia co dzieję się z nim od kilku dni.
Posmutniał odrobinę wbijając wzrok w żwir pod jego butami.
Wzdrygnął się gdy usłyszał donośny krzyk kapitana. Jak zwykle na kimś się wyżywał. Tym razem jego ofiarą padło kilku młodych dopiero zaczynających swoją służbę żołnierzy.
- Riv.. - chciał krzyknąć, jednak Mikasa zatkała mu usta dłonią.
Zmarszczyła brwi.
- Nie wołaj go do siebie, gdy widzisz, że jest wściekły. - wyszeptała, zabierając dłoń.
Eren spojrzał na niego jeszcze raz i szybko skierował się w stronę jej mieszkania.
Otworzyła drzwi i wpuściła go do środka.
- Nie chcę sprawić ci problemu.. - powiedział, gdy podała mu jego cywilne ubrania.
- Przestań tak mówić, jesteś dla mnie wszystkim. - odparła, uśmiechając się i kierując się do kuchni.
- Przygotuję coś do jedzenia, rozgość się! - krzyknęła, wychylając się z kuchni.
Eren stanął przed ogromnym lustrem wiszącym na ścianie przed nim. Ściągnął szpitalne ciuchy, zakładając ubrania, które dała mu Mikasa.
Spojrzał na odbicie swoich pleców i ramion. Były pokryte sińcami i lekko opuchnięte.
Szybko założył spodnie, gdy do pokoju weszła  czarnowłosa.
W dłoniach trzymała dwa talerze zupy. Cudowny zapach unosił się w całym pokoju.
Kiedy skończyli jeść, Mikasa z racji szkolenia rekrutów musiała zostawić Erena samego.
Przed wyjściem udzieliła mu lekcji, co powinien a czego nie powinien robić.
Brunet słuchał tego z przymrużeniem oka.
Musiał jak najszybciej wyjaśni coś z Kapitanem.
Gdy Mikasa wyszła, od razu skierował się w miejsce gdzie mógłby przebywać.
Rivaille siedział w swoim biurze, wypełniając jakieś papiery. Gdy Eren stanął przed nim, od razu podniósł swój wzrok.
 - Chciałbym z tobą porozmawiać. - powiedział pewnym głosem.
- Jestem zajęty. - odparł, podpisując zgodę na przyjazd kilku ważnych osób.
Eren zdenerwował się. Zrzucił skrzętnie ułożone kartki na podłogę.
Kapitan westchnął głęboko starając się nie denerwować.
- Nie ignoruj mnie! - krzyknął, zrzucając kolejne dokumenty.
Gdy chciał zrobić to po raz kolejny, Rivaille złapał jego nadgarstek. Podszedł do niego szybko, przyszpilając do ściany. Ścisnął delikatnie jego gardło.
- Jeżeli natychmiast się nie uspokoisz, nawet lekarze nie będą w stanie Ci pomóc. - wysyczał wściekły.
Eren stał nieruchomo, rezygnując z dalszych prób zwrócenia na siebie uwagi.
- Dlaczego nie jesteś w stanie pokazać mi ,że choć trochę Ci na mnie zależy? - zapytał wpatrując się w jego kobaltowe tęczówki.
- Mówiłem Ci, żebyś zakończył ten temat. - odparł szybko puszczając go.
- Chcę się dowiedzieć, powiedz mi a potem jeżeli tak bardzo tego chcesz odejdę. - szepnął starając się powstrzymać rychły zalew łez w jego oczach.
- Nie próbuj łączyć wody z ogniem, bo to nigdy się nie uda. - powiedział spokojnie, poprawiając swój mundur.
Brunet zmarszczył brwi.
- Przecież sam powiedziałeś, że mnie kochasz! - wrzasnął niespodziewanie, na co nawet kapitan lekko się wzdrygnął.
Nie mógł dalej słuchać wywodów tego chłopaka. Bardzo szybko znalazł się przy nim, i za gardło podniósł go do góry.
- Jeśli jeszcze raz o tym wspomnisz, lub chociaż o tym  pomyślisz trafisz tam gdzie już od dawna jest twoja rodzinka. - warknął , znów go puszczając. Chłopak upadł na podłogę, obserwując kątem oka jak kapitan ściąga z siebie swój płaszcz i wiesza go na krześle.
Podszedł do niego i mocno chwycił go za ramię usadzając na krześle.
Nachylił się nad jego twarzą i delikatnie chwycił za jego policzki ściskając je.
- Może troszkę się zabawimy? - powiedział patrząc na niego z góry.
Eren przestraszył się nie na żarty słysząc te słowa. Chciał wstać, jednak nie zdążył bo już po chwili leżał na podłodze pod ścianą.
Kapitan zamknął drzwi , podszedł do niego i ukucnął przy nim.
- Bądź grzecznym chłopcem.. - wyszeptał głaskając go po twarzy.
Eren szybko odsunął twarz od jego dłoni. Ślizgał się po posadzce  aż jego plecy nie spotkały się  z zimną ścianą. Levi uśmiechnął się pod nosem, i sięgnął dłońmi do rozporka jego spodni.
Chciał je ściągnąć, jednak Eren zaczął mu to utrudniać i bardzo się szarpał.
To bardzo zdenerwowało kapitana, na tyle, że uderzył go mocno w twarz. Eren opluł się krwią, i zaczął głośno wołać o pomoc. Rivaille szybko zatkał mu usta dłonią, i sam poradził sobie z bojówkami, które nosił brunet.
- Choć raz przestań tak się opierać! - warknął szarpiąc go za włosy
Eren zacisnął mocno zęby, gdy kapitan szybko w niego wszedł. Bez nawilżenia to strasznie bolało, gorący penis czarnowłosego ranił delikatną tkankę wewnątrz.
Brunet drapał paznokciami o ścianę, podczas gdy Levi pieprzył go najmocniej jak potrafił. Krew spływała po jego udach, kierując się  na drewnianą podłogę.
- T-to boli.. wyjdź ze mnie.. - jęknął słabo zamykając oczy.
Mimo jego próśb kapitan nie zwolnił tempa, wręcz przeciwnie.
- Powiedz mi Eren.. - nachylił się nad jego twarzą całując go w usta. - Podoba ci się, gdy tak cię rżnę? - dodał pytając, i szybko podniósł jego nogi wyżej.
Eren otworzył szeroko oczy, a z kącików jego ust pociekła mu ślina.
Czuł zimne dłonie na swojej talii. Jego ciało poruszało się w rytmie jaki wyznaczał czarnowłosy.
Jedynym jego życzeniem jakie miał w tamtej chwili było to, żeby jego kapitan w końcu doszedł.
Gdy tak się stało wyszedł z Erena. Chłopak słyszał tylko dźwięk zapinanego rozporka.
- Doprowadź się do porządku. - powiedział zimno, wychodząc na zewnątrz i zostawiając go samego.

wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 17

A oto i następny rozdział. Proszę o komentarze pod postem, ponieważ wasze opinie są dla mnie bardzo ważne ^^ mam nadzieję, że wam się spodoba. W następnym rozdziale na pewno znajdzie się jakaś ostra bądź ostre sceny :3 takie jak lubicie. 



Eren spał spokojnie w rozkopanej pościeli. Otworzył delikatnie oczy, kiedy poczuł jak zaczyna piec go gardło. Zaczął głośno kaszleć, zorientował się, że przez otwór wentylacyjny przedostaje się dym.
- Co do cholery.. - szepnął, a w pomieszczeniu robiło się coraz bardziej duszno.
Stał pośrodku pokoju szukając wzrokiem, szybkiej drogi ucieczki. Uderzał pięściami w drzwi, one jednak nawet nie drgnęły. 
Krzyczał przez chwilę, przestał gdy zrozumiał, że już nigdy stąd nie wyjdzie. Powoli osunął się po ścianie na ziemię. Na drzwiach widniały krwawe ślady uderzeń bruneta.
Powoli zaczynało brakować mu powietrza, do oczu naszły mu łzy, gdy ostatni raz spojrzał na rozciągające się za oknem błękitne niebo.
Niedługo po tym, stracił przytomność
Czuł, że straci wszystko co jest mu bliskie. Wszystko o co tak zawzięcie walczył, i starał się chronić choćby za cenę swojego życia. Miał nadzieję, że jeszcze kiedyś ujrzy te zimne oczy, które tak bardzo kochał, ten obojętny wzrok który mimo, że wydawał się pozbawiony uczuć miał w sobie cząstkę miłości. 
*
Tymczasem niczego nieświadomy kapitan przebywał w mieszkaniu swojego młodszego brata Sano. 
- Dawno cię tutaj nie było. - powiedział cicho, patrząc na Rivailla rozpakowującego zakupy. 
- Byłem zajęty. - odparł kapitan chowając do lodówki butelki mleka.
Sano siedział na fotelu bawiąc się w dłoniach ozdabianą zapalniczką. Nagle do jego nozdrzy przez uchylone okno dotarł dziwny zapach. Skrzywił się, i podszedł powoli do okna. Gdy zobaczył jak część lasu płonie, przedmiot wypadł mu z dłoni bezgłośnie na śnieżno biały dywan. 
- Riv..aille.. - zająknął się. 
 Kapitan zmarszczył brwi, kiedy również poczuł nieprzyjemny swąd. 
- Co ty tam do cholery wyprawiasz?! - warknął wchodząc do sypialni brata.
- To nie moja wina, że prawie cały las płonie. - mruknął krzyżując ramiona, i naburmuszając policzki. 
Levi uznał to za głupi żart, przestał się śmiać kiedy podchodząc do okna ujrzał płonące drzewa. 
Serce zamarło mu w piersi, bez słowa ubrał na siebie swój płaszcz i szybko wybiegł na zewnątrz. Starał się jak najszybciej dotrzeć na miejsce.
**
Mikasa rozmawiała z Arminem o rozpoczęciu poszukiwań, gdy ich rozmowę przerwał młody żołnierz. Był przerażony.
- Co się stało? - zapytała  zdziwiona.
- Cały las objął ogień. - odpowiedział szybko. Dziewczyna spojrzała za okno i spostrzegła, że chłopak wcale nie żartuje. 
- Armin, wyślij tam jednostki straży pożarnej. - powiedziała spokojnie. - Spotkamy się, na miejscu.
**
Eren leżał nieprzytomny na ziemi. Ogień zajął już prawie cały pokój. 
Kiedy Rivaille dotarł w końcu na miejsce nogi ugięły się pod nim. Nie wiele myśląc wbiegł do środka. Wyważył drzwi własnym ciałem, a mały odłamek wbił mu się w bok. Przejęty całą sytuacją nawet tego nie zauważył. 
Prawie wpadł w buchające płomienie trawiące już połowę materaca. 
- Eren.. - wyszeptał, widząc ciało chłopaka obok swoich stóp. Od razu podniósł go i wziął pod ramię. 
Gorące powietrze muskało jego skórę. Wybiegł szybko z pokoju, a kiedy zbliżył się do wyjścia ogień zdołał boleśnie zranić go w ramię. 
Udało mu się wydostać na zewnątrz. Nagle ramię kapitana zaczęło dokazywać, a rana w boku również, brunet wypadł mu z rąk upadając na skroploną rosą trawę.
- Cholera jasna.. - szepnął widząc jak ciało obce nadal jest w jego wnętrzu. Bez wahania wyrwał je. Ból jaki przy tym poczuł spowodował, że mężczyzna upadł tuż obok Erena. 
Ich twarze dzieliło zaledwie kilkanaście centymetrów. Doczołgał się do niego i podnosząc zdrową dłoń sprawdził jego tętno. 
Było tak słabe, że kapitan ledwie je wyczuł.
Levi poczuł się bardzo słabo, rana zaczęła mocno krwawić. Starał się uciskać ją, jednak nie wiele to dało. 
Po chwili Eren delikatnie poruszył dłonią, budząc się z letargu w jakim trwał. Otworzył oczy ukazując światu swoje piękne, zielone tęczówki.
Powoli podniósł się na łokciach widząc obok siebie leżącego Rivailla.
- Nic ci nie jest? - zapytał cicho, podchodząc do niego.
Kapitan uśmiechnął się słabo kiwając głową. Erenowi umknęła chwila, gdy zacisnął dłoń na ranie.
Dotknął szybko szyi na której wisiał wcześniej naszyjnik. Serce podeszło mu go gardła, gdy spostrzegł, że wcale go tam nie ma.
W jednej chwili cała nadzieja na pokonanie tytanów przepadła.
Zaczął krzyczeć, zdzierając sobie gardło. Złość i bezsilność jaką czuł w tamtym momencie spowodowała, że zaczął zamieniać się w to, co tak bardzo chciał zniszczyć.
Białe, oślepiające światło ogarnęło całą okolicę. Kapitan wiedział, że jeśli nie zacznie działać najprawdopodobniej zginie. 
Podniósł się szybko na nogi, starając się ignorować chociaż po części ogromny, rozdzierający ból.
*
Mikasa usłyszała przeraźliwy krzyk, gdy dotarła na miejsce ją również oślepiło jaskrawe światło. Od razu wiedziała, że to jej brat.
Żołnierze bez słowa zaczęli go atakować pomimo wcześniejszych zakazów Mikasy.
Wszyscy zginęli zabici przez bruneta. 
Czarnowłosa stała przerażona nie będąc w stanie wykonać żadnego ruchu.
Gdy tytan miał zamiar ją uderzyć, Rivaille popchnął ją na bok i zranił go w ogromną dłoń odcinając mu kawałek palca.
Mikasa nie mogła uwierzyć w to co właśnie widzi.
- Co ty wyprawiasz?! - zawołała widząc jak kapitan stoi nieruchomo przed Erenem. 
Tytan spojrzał na niego wściekły do granic możliwości wzrokiem.
Mimo tego kapitan stał niewzruszony.
Tytan podniósł niedaleko leżący głaz, i skierował się z nim w stronę Rivailla.
Kapitan przełknął ślinę, wyrzucając za siebie swoją całą broń. 
Musiał szybko coś zrobić, jeżeli chciał uratować siebie, mikasę i Erena również.
- Kocham cię! - krzyknął, a w jednym momencie ręka tytana zatrzymała się tuz nad nim.
Cofnął się kilka kroków w głąb lasu. 

Eren ocknął się w środku jego ciała. Chciał się wydostać, jednak jego ruchy blokowały zrośnięte mięśnie tytana na jego ciele.
Gdy spróbował otworzyć usta, wleciała do nich galaretowata substancja. 
Miał oczy niczym zwierzę, które próbuje wydostać się z uścisku śmierci.
Czarnowłosa szybko podbiegła do chwiejącego się Leviego. Ledwie stał na nogach, jego rana nadal krwawiła on jednak nie chciał, i nie mógł się poddać. 
Chociaż obraz przed jego oczami czasami stawał się niewyraźny.
- Trzeba to szybko opatrzyć. - powiedziała widząc ogromną bordową plamę krwi na koszuli jego munduru.
Chciała zawołać Armina, on jednak razem z innymi żołnierzami wyspecjalizowanymi do gaszenia pożarów zajmował się dużym płonącym obszarem.
- Nic mi nie będzie.. - odparł ochrypłym głosem.
Spojrzał na nią, po chwili wyciągnął z kieszeni średniej wielkości scyzoryk. 
Miał go tam zawsze, na czarną godzinę. 
- Co masz zamiar zrobić? - zapytała zdziwiona.
Levi zlustrował wzrokiem umięśnione ciało tytana. Wiedział, że nie będzie łatwo.
- Muszę uratować twojego brata. - odparł ruszając do walki.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 16

Rozdział 16
Dziękuje za wasze komentarze :) Informuję was, że zaczynam pisać w narracji trzecioosobowej. Mam nadzieję, że wam się spodoba. A teraz zapraszam do lektury.. 




Eren nie miał pojęcia co  tak naprawdę się  wydarzyło. Siedział rozkojarzony na krześle  ślepo wpatrując się przed siebie. Wyciągnął powoli rękę w stronę małego, zakutego kratami okna przez które przedarły się promienie słońca. Był piękny dzień, a chłopak zamiast być ze swoją siostrą siedział zamknięty niczym zwierzę w klatce, bez jakichkolwiek perspektyw. Syknął z bólu spuszczając głowę na dół, gdy zbyt mocno poruszył się na krześle.

Nagle drzwi otworzyły się i wszedł przez nie kapitan. 
- Przestań się ruszać, inaczej będziesz cierpiał. - powiedział , a jego głos nadal był  zimny i pozbawiony uczuć.
- Wypuść mnie stąd! - warknął patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
Usłyszał w odpowiedzi  cichy śmiech, Levi  położył na stole jakieś naczynia.
- Zrobię to, gdy się uspokoisz, ale teraz musisz coś zjeść. - odparł stawiając przed nim  krzesło i siadając na nim.
Sięgnął po talerz, na którym leżało kilka kawałków mięsa z sosem.  Po chwili w całym pomieszczeniu zapaliło się światło.
- Nie jestem głodny. - mruknął gdy kapitan  przystawił mu widelec do ust. 
- Nie pytałem o to, masz to po prostu zjeść. - odparł spokojnie. Eren wykonał jego polecenie nie chcąc go rozzłościć. Dobrze wiedział, że spokojny ton głosu Rivailla nie oznacza, że nie jest na niego wściekły. Poruszył  delikatnie dłońmi, a kajdany zaczęły wrzynać mu się w skórę sprawiając ból.Pomimo braku apetytu powoli przeżuwał  kawałki mięsa, były dość duże i podczas połykania stawały mu w gardle. 
- Grzeczny chłopiec. - wyszeptał głaszcząc go po głowie i odstawił talerz z powrotem na stół. 
Całe ciało było w siniakach, a związany w pasie grubym sznurem chłopak czuł jak  potęguje  się  niemiłe uczucie.
- Pro.. proszę uwolnij mnie.. - zająknął  się,
 Kapitan spojrzał na niego trwając chwilę w zamyśleniu. Po chwili podszedł do Erena.
- Jeżeli zrobisz coś głupiego, gorzko tego pożałujesz. - rzekł wsadzając klucz do zamka i przekręcając go. Oswobodził mu nadgarstki, a chłopak poczuł ogromną ulgę w bólu.
Zaraz potem upadł  na podłogę. Nie miał siły nawet aby podnieść głosu, liczył na jego pomoc. Podniósł go  szybko i położył na leżący w kącie materac. 
Okrył Erena  kocem i zabrał naczynia wychodząc na zewnątrz. Chłopak próbował  zasnąć, ale nie mógł przestać myśleć o tym co wydarzyło się kilkanaście lat temu. O chwili kiedy nadal wpatrywał się w oczy matki, mimo tego, że były już martwe.  Ciemność jaka panowała w tamtym miejscu była dla niego  nie do wytrzymania. 
Przerażała go  do tego stopnia, że cały zakrył  się kocem odwracając twarz do zimnej ściany.
Słyszał  tylko swój oddech odbijający się echem od starych, wilgotnych ścian. Czuł ich specyficzny zapach.
Przymknął  mocno powieki, przyciskając do piersi kluczyk który podarował mu ojciec. Jedyna rzecz jaka mu  po nim została. 
Przez chwilę było spokojnie, prawie zasnął  gdy do jego uszu dotarł przeraźliwy huk 
zerwał  się jak poparzony i szybko wstał  na równe nogi. Słońce jeszcze nie zaszło za horyzont, więc po sekundzie spostrzegł, że krzesło które wcześnie stało niedaleko niego  leży w kawałkach porozrzucane po całym pomieszczeniu.
Zatkał szybko  usta dłonią, aby nie zacząć krzyczeć i wrócił  na materac. Siedział  wpatrując się w tamto miejsce przez bardzo długi czas. 
Kiedy nagle niespodziewanie otworzyły się drzwi wzdrygnął się. Stał w nich kapitan, trzymał w dłoni dość małych rozmiarów miskę, z kieszeni wystawały mu zapakowane bandaże. 
Od razu powiedział  mu o tym co niedawno się tutaj wydarzyło.
- Jesteś pewien? - zapytał, a chłopak pokiwał  od razu głową. 
Znał  ten wyraz twarzy.. wiedział, co on oznacza.
- Nie wierzysz mi, prawda? - spojrzał  na niego uważnie.
Rivaille popatrzył się na niego przez  chwilę, po czym zginął  w ciemności która tutaj panowała. Po chwili znów się z niej wyłonił, postawił  przed nosem chłopaka krzesło. 
Te, które na jego oczach roztrzaskało się na kawałki  kilka chwil temu.
- To niemożliwe.. - rzucił Eren widząc  nawet nie tknięty  przedmiot. 
Chłopak powoli gubił się w rozeznaniu pomiędzy światem realnym, a omamami. 
Kapitan położył miskę obok siebie, i zmoczył w niej jedwabną chustkę. Eren obserwował jak zwinne są jego dłonie. 
Mokry materiał skierował na ubrudzoną krwią twarz Erena, delikatnymi ruchami ją przemywał. Starał się robić to bardzo ostrożnie, kiedy jednak dotknął średniej wielkości ranki nad ustami, Eren wciągnął ze świstem powietrze do płuc.
Gdy Rivaille przysunął się bliżej niego zorientował się, że  Eren cały drży. Nie mógł zrozumieć co spowodowało u niego tak ogromny strach.
Kiedy skończył opatrywać mu rany wstał szybko. Od razu poczuł dłoń Erena na swojej łydce.
Jego uścisk był bardzo silny, do tego stopnia, że po chwili Kapitan poczuł jak skóra w tamtym miejscu zaczęła piec. 
- Zostań ze mną.. - wyszeptał  ze strachem w głosie. 
Rivaille zmarszczył brwi, nachylając się nad chłopakiem. Denerwowało go jego zachowanie, myślał, że Eren najzwyczajniej w świecie go okłamuje. 
- Wystarczy już, Eren. - powiedział stanowczo kapitan odtrącając jego dłoń. 
Wyszedł, zostawiając chłopaka samego. Nie zostawił mu nawet zapalonego światła. Eren siedział w ciemności cały się trzęsąc. Odrobina światła księżyca wpadała do dość dużych rozmiarów pokoju. 
Nie miał czasu rozmyślać nad tym, dlaczego Rivaille go więzi. Miał wrażenie, że zaczyna siadać mu na psychikę - a to jest  gorsze od śmierci. 
Cały czas mocno zaciskał pięści wyglądał tak jakby chciał z tym walczyć. To co widział jednak nie było śmiertelne, nie było nawet materialne. To wszystko działo się w głowie Erena.
Siedział tak w ciszy, kiedy nagle drzwi otworzyły się. 
Serce Erena znów zaczęło bić jak oszalałe. Na widok kapitana jednak cały strach minął.
Nie wiedział dlaczego tak się dzieje, że  właśnie przy nim  czuje się taki bezpieczny, chociaż zdaje sobie sprawę, że przyszedł do niego tylko na chwilę.
Położył na stole miskę zupy. Eren nie wiedział wcześniej, że Rivaille potrafi gotować.
Nic nie powiedział, nawet nie zaszczycił chłopaka spojrzeniem.
Eren podszedł do stolika i usiadł przy nim. Patrzył chwilę na parę unoszącą się nad talerzem, zapach, który docierał do jego nozdrzy był całkiem przyjemny. Sięgnął po łyżkę i zaczął powoli jeść, zaraz jednak szybko ją odłożył.
Wydawało mu się, że nie jest tutaj sam.  Słyszał czyiś głośny oddech, a raczej sapanie.Aby całkowicie się upewnić, sam na chwilę go zatrzymał. 
Na skórze jego ramion pojawiła się gęsia skórka, powoli odwrócił się do tyłu. Nic jednak tam nie zobaczył. Westchnął głęboko przecierając twarz dłońmi.
- Po prostu muszę odpocząć..  - wyszeptał do siebie, znów chwytając za łyżkę. 
Przełknął głośno ślinę, kiedy podnosząc do góry głowę spostrzegł siedzącą przed nim, jego zmarłą tragicznie matkę. 
Nie wyglądała już jak kiedyś, twarz miała siną nie było na niej życia. Jej dłonie były bardzo żylaste, i przybrały lekko zielony odcień. Chłopak upadł na ziemię cofając się aż do ściany. 
- Eren.. - wypowiedziała jego imię ochrypłym głosem. 
Wstała powoli drżąc lekko, i podtrzymując dłońmi brzuch. Brunet nie miał pojęcia dlaczego, zrozumiał to gdy je stamtąd zabrała. 
Sine, gnijące jelita opadły jej na zakrwawione stopy. Gdy tak się stało fetor wydostający się z jej rozkładającego się wnętrza objął każdy kawałek pokoju.
Eren powstrzymał się aby nie zwrócić tego co przed chwilą zjadł. 
- Ty nie jesteś prawdziwa.. - powiedział zszokowany przyszpilając się do ściany. 
Spojrzała na niego przekrwionymi oczami, kierując się w jego stronę. Poruszała się bardzo powoli, odgłos jaki przy tym wydawała można porównać do cichego warczenia. 
Stawała na swoich organach nie przestając iść do niego. Eren zamknął oczy i blade ze strachu dłonie przystawił do swoich uszu. 
- Nie jesteś prawdziwa...! - krzyczał ile sił w płucach. Przestał dopiero wtedy, gdy do pokoju wpadł wściekły Rivaille. 
Podszedł do niego, szarpiąc go mocno za ramiona. Chłopak spojrzał na niego przerażony, sam teraz przypominał zjawę. Był bardzo blady, a z jego czoła spływały krople potu.
- Co ty wyprawiasz?! - warknął siadając obok niego. Omiótł go swoim wzrokiem, i przez krótką chwilę zrobiło mu się go żal.
- Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje.. - wyszeptał zaciskając dłonie na materiale swoich spodni. 
- Jeżeli nie przestaniesz, znowu cię zwiąże. Zrozumiałeś? - zapytał ostrym głosem.
Eren poczuł narastającą w nim złość. Kapitan nigdy nie uwierzy mu w to co przed chwilą widział. Postanowił jednak spróbować.
- Widziałem moją matkę.. - powiedział kończąc ciszę jaka pomiędzy nimi trwała. 
Kapitan słysząc te słowa, uderzył go z liścia w policzek. Eren poczuł okropne pieczenie, i dotknął miejsce bólu.
- Nie wygaduj bzdur! Twoja matka zginęła lata temu. - dodał z  wściekłością patrząc na bruneta. Levi nie miał pojęcia, że Eren nie kłamie.
Naszła go ogromna ochota na siedzącego obok niego, przerażonego chłopaka. 
Eren podciągnął posiniaczone kolana pod brodę, i nadal w szoku próbował choć na chwilę wymazać z pamięci to co przed chwilą się wydarzyło.
Policzek przestał już piec, drobnymi dłońmi  starł z niego kilka spływających łez. Zrobił to tak szybko  aby kapitan tego nie zauważył. Bał się go. Teraz i zawsze kiedy zostawali sami, nie mógł pojąć jakim cudem kocha takiego potwora. I dlaczego sama jego obecność sprawia mu przyjemność.. 
Dobrze wiedział, że Levi przysunął się do niego bliżej. Poczuł jego dłonie na swoich udach nie miał już na nich rękawiczek. Mimo tego nadal były nieprzyjemne zimne. 
Eren zastanawiał się czy Kapitan przypadkiem nie ma anemii. Już sama bladość jego skóry mogłaby stanowić podstawę aby tak sądzić.
Rivaille podniósł palcem jego brodę odrobinę do góry, kiedy chłopak właśnie zastanawiał się nad zdrowiem swojego kapitana. Spojrzał mu przez chwilę w oczy, a gdy spostrzegł, że Eren przymknął je pocałował go. 
Delikatnie muskał jego podniebienie, objął dłońmi twarz Erena i zaczęli całować się intensywniej. Tak namiętnie, że ledwie zdołali złapać oddech pomiędzy pocałunkami.
Eren czuł się bardzo bezpiecznie, praktycznie zapomniał o tym co się wydarzyło. Cieszył się, że choć przez chwilę może być po prostu szczęśliwy. 
Złapał go mocno za ramiona, kiedy kapitan w niego wszedł. Jęknął mu cicho w ustach. 
Nic więcej się dla nich nie liczyło podczas tej bezgwiezdnej nocy. Tylko ciepło ich ciał, i czułość jaką starali sobie okazać podczas pocałunków. 
Kapitan jednak w głębi serca czuł, że wydarzy się coś złego. Patrzył na śpiącego obok siebie Erena. Miał odkrytą klatkę piersiową, głowę położył na ramieniu kapitana. 
Dotknął jego czoła na którym kosmyki włosów skleiły się do skóry. Dotknął ich, przeczesując palcami jego włosy, a Eren zamruczał cicho uśmiechając się. 
Udało mu się wydostać z uścisku chłopaka, starał się jak najciszej wyjść aby nie obudzić śpiącego Erena. Kiedy zamknął za sobą drzwi, brunet tylko okrył się kocem i obrócił na bok. 
*
- Jak to nie macie pojęcia gdzie on jest?! - wrzasnęła patrząc zirytowanym wzrokiem na żołnierzy. Stali przed nią wyprostowani, głośno przełykając ślinę.
- Nikt nie ma pojęcia co się z nim stało.. - odpowiedział jeden z nich, a jego twarz posmutniała.
Mikasa dotknęła związanego na szyi szalika, który podarował jej Eren.
- Jesteście wolni. - powiedziała, a jej głos zadrżał. 
Podeszła do okna, z którego rozciągał się widok prawie całej wioski i zaczęła płakać. Obiecała sobie, że co by się nie działo zawsze będzie się nim opiekować. Bez niej, Eren zginie. 
Dotknęła dłonią szyby, po chwili opuszczając szczupłą rękę wzdłuż ciała. 
Spojrzała na zdjęcie stojące w pięknie oprawionej ramce. Jej brat dwa lata temu. 
Całkowicie ostrożny, i rozsądny. A teraz? Dobrze wiedziała jak bardzo się zmienił. Ślepo podążający za jedną osobą i całkowicie jej posłuszny. Zacisnęła mocno pięści i zwaliła na podłogę cały regał z książkami. Nigdy nie straciła by nad sobą kontroli chyba, że chodzi właśnie o Erena. 
- Odnajdę cię, przysięgam. - wyszeptała ścierając łzy i wychodząc z pokoju. 
Od razu skierowała się do pokoju w którym przebywali najlepsi żołnierze. Wiedziała, że żaden z nich nie odmówi jej pomocy w poszukiwaniu  brata.
*
Chłopak obudził się, gdy poczuł na swojej szyi delikatne łaskotanie. Otworzył oczy i ujrzał przed nad swoją twarzą, twarz kapitana. 
- Wrócę za kilka godzin. Śpij jeszcze. - wyszeptał całując go znów w usta. 
Eren nie pytał dokąd kapitan się wybiera wiedział, że lepiej nie wtrącać się w jego sprawy. 
Musiał odespać to co wydarzyło się przez te kilka dni. 
Spojrzał jeszcze na twarz kapitana, i zamknął oczy. Słońce ogrzewało skórę jego ramion, nie padało jednak na jego twarz dlatego nadal mógł spokojnie spać.







piątek, 15 listopada 2013

Rozdział XV - Nie wymagaj ode mnie zbyt wielu rzeczy, skoro sam niewiele wymagasz od siebie..

      Rozdział 15 gotowy! Uff, wiem, że jest dość krótki mam jednak nadzieję, że was zadowoli. Już niedługo będzie kolejny :) Proszę o komentarze pod notką, i przepraszam was moje aniołki, że musieliście tak długo czekać. Zapraszam do lektury:
     
    
  Mikasa wypytywała mnie dosłownie o wszystko. Podczas dwugodzinnej kolacji zdążyła dowiedzieć się więcej, niż ktokolwiek inny przez całe moje życie. 
Oczywiście niektóre zdarzenia musiały zostać pominięte.. wiecie co mam na myśli.
Dostałem wolny pokój, zdziwiłem się tym faktem bo przecież w jednostce jest bardzo wielu żołnierzy - gdy jednak wszedłem do niego, zrozumiałem dlaczego stał pusty.
Było w nim bardzo zimno, a fioletowa farba na ścianach wyglądała tak jakby co kilka dni przechodził przez ten pokój huragan. Nie miałem jednak zamiaru narzekać, lepsze to niż trafienie pod skrzydła Rivaille. 
Szczególnie teraz po tym co zrobiłem, jestem pewien, że kapral nie przytuli mnie na powitanie gdy już tu przyjedzie. Bo tak na pewno się stanie , prędzej czy później. 
Pomimo tego strachu, który wciąż we mnie tkwi nie żałuję podjętej decyzji.
Usiadłem delikatnie na łóżku a ono zaskrzypiało tak jakby usiadł na nim trzystu kilowy tytan.
Bałem sie nawet gwałtownie poruszyć, aby nie spędzić nocy na twardej i zimnej podłodze.
- Niech to szlag. - mruknąłem uderzając łokciem o kant szafki. Zacząłem masować obolałe miejsce. 
Otworzyłem drzwiczki szafki a w jej wnętrzu ujrzałem dużą, nie otwartą butelkę wódki 
Uśmiechnąłem się, otwierając ją i szybko wziąłem dwa może trzy duże łyki po czym prawie się nie udusiłem krztusząc się.
 Po wypiciu już prawie połowy odłożyłem butelkę na podłogę. Nie czułem już zimna, wszystkie problemy zniknęły w mgnieniu oka.
Przyciągnąłem kołdrę pod głowę, otulając się nią. Zamknąłem oczy i już po chwili zasnąłem..
** 
 Obudziły mnie silne promienie słońca wdzierające się do pokoju przez jedno główne okno.
Było otwarte. Nie przypominam sobie, abym je otwierał.
- O, rany.. - mruknąłem przecierając zmęczoną twarz. Wszedłem do dość obskurnej łazienki w której nie było prysznica, tylko stara i brudna wanna.
Ostrożnie odkręciłem wodę i przetarłem dłonią wiszące nad umywalką zakurzone lustro.
Spojrzałem na swoją twarz, nigdy tak nie wyglądałem. Niczym wrak człowieka, pamiętam tylko gdy moją matkę pożarł na moich oczach tytan wtedy też było mi wszystko jedno..
Lodowata woda, która na szczęście była czysta orzeźwiła mnie i pomogła się obudzić.
Ubrałem na siebie nowy mundur, który podarowała mi Mikasa i wyszedłem z pokoju.
Po drodze spotkałem Hanji, która zaprowadziła mnie siłą na śniadanie, kiedy skończyłem jeść wyszedłem na zewnątrz. Spokojnym krokiem kierowałem się w stronę jakiegoś cichego miejsca. Mógłbym w nim o wszystkich pomyśleć co dotychczas przeżyłem.
Szczerze nie mam pojęcia czym zawiniłem, lub uraziłem kogoś kto tym wszystkim kieruje.
Może samą swoją egzystencją go zdenerwowałem, do takiego stopnia, że w kilka chwil zawaliło mi się całe moje życie. 
Nagle usłyszałem za sobą głos Armina. Już po chwili wskoczył mi na drogę.
- Wszędzie Cię szukałem.. - szepnął, wyrównując oddech.
Podparł dłonie o swoje szczupłe biodra.
- Szukałeś mnie? - powtórzyłem zdziwiony.
Armin skinął głową, prostując się.
- Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o urodzinach swojej siostry. - uśmiechnął się, przyglądając mi się uważnie.
Odwzajemniłem uśmiech, chociaż wcale o nich nie pamiętałem.
- Oczywiście, że nie! Jak mógłbym zapomnieć.. - wyszeptałem, czując w środku jak cały płonę ze wstydu.
- Pamiętaj o prezencie! Mikasa wróci za kilka godzin! - krzyknął, wracając do budynku jednostki wojskowej.
- Oczywiście.. - odparłem załamany.
Co takiego mam jej podarować. Czekoladki? A może zwykłe życzenia. 
Przecież tyle dla mnie zrobiła, tak bardzo o mnie dbała i próbowała zastępować mi matkę..
Nie czułbym się dobrze, jeślibym tak bardzo to schrzanił.
Nagle, po kilku minutach intensywnego obwiniania się, doznałem oświecenia.
- Kwiaty! Podaruję jej kwiaty! - krzyknąłem zadowolony.
Słyszałem coś o znajdującej się niedaleko łące pełnej pięknych roślin. Szedłem pewnym krokiem przed siebie, licząc tylko  i wyłącznie na własną intuicję. 
W końcu na nią trafiłem, uśmiech nie schodził z mojej twarzy widząc przed sobą morze rozciągających się kwiatów. Wyglądały niczym jak lawina, a stojąc tak blisko nich mogło się zdawać jakby za sekundę miała cie zmiażdżyć. 
Ukląkłem przed nimi i zacząłem je powoli zrywać starając się dobierać je kolorystycznie.
Nagle spośród setek innych spostrzegłem tego jednego. Od razy wydał mi się wyjątkowy. Zerwałem go i przystawiłem sobie do nosa zaciągając się jego aromatycznym zapachem.
Włożyłem go do kieszonki na swojej piersi i trzymając przepiękny bukiet wstałem z ziemi.. gdy przed swoją twarzą, ujrzałem twarz kapitana..
- Rivaille.. ? - wyszeptałem zdziwionym głosem, wpatrując się w jego spokojną twarz.
- Mamy do pogadania, Eren.. - powiedział beznamiętnie, popychając mnie na ziemię.
Z ręki wypadł mi bukiet, rozsypując się.
- Puść mnie! - wrzasnąłem, odpychając jego dłonie. 
I tak wiedziałem, że nikt mnie nie usłyszy kiedy zawołam o pomoc..
- Co takiego ubzdurałeś sobie w tej swojej główce.. - rzekł chłodno, a ja znów krzyknąłem aby mnie puścił.
- Myślisz, że gdy mi nie pozwolisz to odejdę. - złapał mnie mocno za policzki. - Biorę to, co do mnie należy. - dodał patrząc na mnie z pogardą.
- Chcę ci coś powiedzieć, już dawno powinienem był to zrobić. - wyszeptałem, rozluźniając swoje pięści. Kapitan zmarszczył brwi, jednak jego uścisk na moim nadgarstku nie zelżał.
- Dobrze wiedziałeś, że w końcu się w tobie zakocham. Prędzej czy później to i tak by nastąpiło. - wyszeptałem 
Szarpnął mnie mocno za włosy.
- Posłuchaj Eren.. - patrzył mi prosto w oczy, a jego twarz w tamtym momencie wyrażała dziwne emocje.. - Nic dla mnie nie znaczysz! 
- Gdyby tak było zostawiłbyś mnie samego, ale ty zawsze wracasz. I od momentu w którym cię spotkałem zawsze przy mnie byłeś.  - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Zamknij się! - warknął siadając na moich biodrach.
- Nie jestem w stanie zrozumieć tylko jednej rzeczy.. dlaczego krzywdzisz osobę, która tak bardzo cię kocha? - zapytałem cicho
Serce w mojej piersi pulsowało wolno, dostosowałem się do jego tempa.
- Przestań wciągać mnie do tych swoich urojeń! Nie chcę nic do ciebie czuć, nie mam zamiaru stracić kolejnej osoby na której mi zależy! - krzyknął bez namysłu, a ja poczułem ulgę.
- Skoro nic do mnie nie czujesz, dlaczego tutaj przyszedłeś? - zapytałem podejrzliwie.
Uśmiechnął się podnosząc moje dłonie nad głowę, i mocno przycisnął je do podłoża.
- Przestań! To boli.. - syknąłem z bólu, kiedy poczułem uderzenie w brzuch.
Zrobił tak jeszcze kilka razy, po czym nachylił się nad moich uchem.
- Nadal myślisz, że cię kocham? - zapytał
- Tak. - odparłem słabo, a on zadał mi jeszcze kilka ciosów.
Zakrztusiłem się krwią, chyba nie byłem w najlepszym stanie. Potem rozciął mi wargę i znów poczułem metaliczny posmak w ustach.
Spojrzałem na niego ze łzami w oczach.
- A teraz? - powtórzył, a ja poczułem zimne ostrze przy skórze swojej szyi.
Uśmiechnąłem się słabo, zamykając oczy. Miałem nadzieję, że wbije mi nóż prosto w gardło on jednak wbił go w ziemię tuż obok mojej głowy.
Pocałował mnie delikatnie w usta. Po chwili ściemniało mi przed oczami, kiedy kopnął mnie butem w głowę. Słyszałem tylko swój oddech i jego również.
Czy miłość zawsze jest taka brutalna? Czy bez litości potrafi  zniszczyć człowieka i cały jego świat...?
A potem przez resztę życia karmi nas nadzieją, na to że kiedyś nasz los się odmieni..
Poczułem jak podnosi mnie na rękach i gdzieś niesie. W jego oczach widziałem strach kiedy mnie bił, w jego dotyku niepewność. - to mnie upewniło, że mam rację.
*
Jasne, rażące światło wybudziło mnie z letargu w którym trwałem. 
Siedziałem na krześle, a nadgarstki miałem uwięzione w kajdankach. Zdezorientowany, zacząłem panikować wierciłem się na krześle do czasu aż nie poczułem na swojej twarzy zimnej wody. 
Podniosłem powoli głowę, starając się za bardzo nie ruszać. Przy każdym najmniejszym ruchu wszystko mnie bolało.
- Rivaille?! - wrzasnąłem, kiedy dotknął mojego policzka. Na dłoniach miał skórzane rękawiczki. Przeniósł palec na moje usta , kiedy chciałem coś powiedzieć.
- Nauczę cię tego, że mnie nie warto jest kochać. - wyszeptał, a ja zauważyłem jak jego dłoń delikatnie zadrżała...

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział XIV

Rozdział 14 gotowy :) Jest dość krótki, i bardzo emocjonalny.
Mam nadzieję, że wam się spodoba ^^ Ciekawa jestem czy kapitan będzie zadowolony z ucieczki Erena, i czy czasami nie będzie chciał nauczyć go posłuszeństwa. A teraz zapraszam do lektury.. i proszę o komentarze pod postem :))


Próbowałem ci się oprzeć, jednak nie dałem rady zatrzymać twoich ust wędrujących po moim ciele, twoich smukłych dłoni i silnych ramion obejmujących mnie w pasie.
Przez przypadek strąciłem dłonią leżące obok mnie buteleczki z różanymi emulsjami. 
Gdy spadły na podłogę, poczułem w nozdrzach ich charakterystyczny, upająjący zapach.
Całowaliśmy się zachłannie. Zastanawiałem się czy w tych pocałunkach nie było strachu, obawy przed czymś co może niedługo nastąpić.
Objąłem dłońmi jego twarz  wpatrując się w niego. 
Jak mógłbym żyć bez Ciebie? Nie byłbym w stanie nawet samodzielnie oddychać.
Nasze ciała splecione są w jedność, trzymasz mnie w swoich objęciach i szybko we mnie wchodzisz, ale robisz to tak abym nie cierpiał.
Znów coś strąciłem, usłyszałem tylko cichy pomruk wydobywający się z twoich ust. Poruszasz się coraz szybciej, a ja przymykam  oczy próbując odnaleźć siebie. 
Czym ja właściwie się stałem?
Niedługo potem skończyliśmy. 
Wszedłem z nim pod prysznic. Nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, woda spływała po jego włosach na resztę ciała. Miał zamknięte oczy a pomimo tego ja nadal czułem ich chłód. 
Przeczesał je dłonią, nalewając na nie coś dziwnego. Nie miałem pojęcia co to takiego, ale byłem pewny, że to musi być coś niezwykłego.
Wcierał to we włosy, a na nich zaczynała pojawiać się piana. Po chwili spłukał je gorącą wodą.
Przysunął się do mnie, i nalał jeszcze odrobinę na swoje dłonie dotykając moich wilgotnych włosów.
Delikatnie je masował, wciąż nie przestawał się uśmiechać. Robił to czule, i w tamtej chwili jego ręcę wydawały się.. ciepłe?
Dotknął mojego policzka i mojej szyi. Po sekundzie poczułem jak piana spływa mi po twarzy, przymknąłem oczy i znów poczułem jego język w ustach.
- Poczekaj.. - szepnąłem odsuwając się od niego, byłem przyparty do kafelek.
Czy mam go zapytać o zabójstwo Erwina? Czy jeślibym to zrobił byłaby to słusza decyzja?
- Coś nie tak? - odparł napierając na mnie swoim nagim ciałem.
Teraz w kabinie było bardzo duszno. 
- Zabiłeś go? - zapytałem wprost, a mój głos w tamtej chwili wydał się taki przerażony.
Spojrzał na mnie swoim wzrokiem, a ja starałem się wynieść z niego jak najwięcej informacji.
Po chwili jego oczy skierowały się na ścianę za mną. 
- Zrobiłem to co uznałem za słuszne. - odrzekł 
Nie mogę opisać uczuć jakie w tamtej chwili mi towarzyszyły. Czułem narastającą złość, piętrzyła się we mnie szukając drogi ucieczki. I znalazła. Najczęściej taką drogą są usta, to one wypowiadają słowa, które bardzo często niszczą to co staraliśmy się pielęgnować i to o co się troszczyliśmy. Nie byłem w stanie ich zatrzymać.
- To.. to nieprawda, tak? Żartujesz sobie ze mnie.. odpowiedz! - krzyknąłem wychodząc z kabiny i opasając biodra ręcznikiem.
- Nie było innego wyjścia. Nie mam zamiaru jeszcze ginąć. - jego głos był pewny i przepełniony obojętnością.
- Jesteś.. jesteś obrzydliwy! Brzydzę się tobą! Ty cholerny, bezduszny idioto! 
Nie mam pojęcia, kiedy zabrał swoje ciuchy i jak szybko wyszedł z łazienki zostawiając mnie samego..
Zacząłem płakać i krzyczeć. Tak głośno i dosadnie chciałem dać mu do zrozumienia, że jest takim okropnym, pozbawionym emocji egoistą. 
Zdarłem sobie gardło, gdy już wyszedłem z łazienki pokój był pusty. 
I w tamtym momencie poczułem  czyiś dotyk na ramieniu. Odwróciłem się i przed sobą zobaczyłem Ritsu.
- Co ty tu do cholery robisz?! - warknąłem.
On uśmiechnął się podchodząc coraz bliżej. Z każdym wykonanym przez niego krokiem, ja odsuwałem się w tył. W końcu napotkałem przeszkodę, i z hukiem upadłem na kanapę.
Ręcznik nieznacznie się obsunął, nie ukazał jednak niczego więcej prócz kawałka moich bioder.
- Oh, co za widoczki. - wyszeptał siadając obok mnie. 
Złość jakby wyparowała, byłem przerażony jego obecnością. Dobrze wiedziałem, że z ich dwojga to Rivaille jest w miarę normalny.
- Wynoś się! - warknąłem, gdy jego dłonie zaczęły dotykać mojej klatki piersiowej.
- Ciii.. - przyłożył mi palec do ust. - Uwiniemy się miziaczkiem. 
Przyparł moje ciało do kanapy, sam zaczął się rozbierać.
- Puszczaj mnie! - krzyknąłem uderzając go w brzuch. Czułem w sobie niewyobrażalną siłę.
- Ty pojebany zboczeńcu! - wrzasnąłem znów do uderzając.
Wstałem gdy on nadal zwijał się z bólu. 
- Myślisz, że jestem słaby? - kopnąłem go z impetem w twarz. - Ty gnido! 
Powtórzyłem to jeszcze kilka razy, przestałem gdy już się nie ruszał. Nie sprawdziłem czy w ogóle żyje. 
Ubrałem swoje ciuchy, wychodząc z pokoju hotelowego.
Na zewnątrz było chłodno, wiosna dopiero się zaczynała. Nie miałem swojej ojczyzny, nie miałem nikogo przy sobie. Właściwie wszystko było mi obojętne. Szedłem przed siebie, nawet nie patrząc na ulicę, właśnie takim sposobem mało brakowało abym wpadł pod samochód.
Kierowca coś krzyknął, a ja uspokajałem się aby nie podejść do niego i nie zrobić mu krzywdy.
Miałem przy sobie trochę pieniędzy, skierowałem się do jakiegoś baru.
Po drodze zauważyłem w oknie restauracji kapitana siedzącego ze swoim bratem.
To ja tutaj ledwo powstrzymuję się aby nie zrobić czegoś głupiego, a on spokojnie jada sobie ze swoim braciszkiem w jakiejść eksluzywnej restauracji.
Pech chciał, że zaczął padać rzęsisty deszcz. Stałem po drugiej stronie ulicy, obserwując ich. 
Po kilku sekundach w deszczu, przemokłem do suchej nitki.
Spojrzałem na swoje dłonie, łapiąc do nich duże krople, które spływały mi po nadgarstku.
Pośród przejeżdżających samochodów, spostrzegłem, że właśnie się we mnie wpatruje. 
Gdy wstał do stolika i znikł mi z oczu, zacząłem  szybko biec przed siebie. 
Nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy, nie po tym co zrobił.
W tym tłumie, na pewno nie uda mu się mnie odnaleźć, wykorzystam to i wrócę do wioski.

Dzięki pomocnym ludziom, udało mi się odnaleźć stację metra. Wsiadłem do niej, i zająłem jedyne wolne miejsce.
Musiałem wyglądać dość strasznie, skoro oczy wszystkich pasażerów przeniosły się na mnie.
Do końca drogi, udawałem, że je ignoruję. Szybko wybiegłem z pociągu.
Powitała mnie ciemna noc, i iskrzące się gwiazdy na niebie, które pomimo ich obecności wydawało się puste..
Szedłem powoli przez ogromny las. Każdy najmniejszy hałas powodował na mojej skórze gęsią skórkę.
W końcu udało mi się znaleźć jednostkę wojskową, w której przebywali Mikasa i Armin.
- Kim jesteś? - usłyszałem za swoimi plecami znajomy mi głos.
Odwróciłem się w jej stronę, a światło księżyca padło na moją twarz.
- Eren..- szepnęła podchodząc do mnie - To naprawdę ty.. - dotykała mojej twarzy, a po chwili przytuliła się do mojej piersi.
- Wróciłem, Mikasa. - odparłem uśmiechając się. 
- Dlaczego tak nagle zniknąłeś? - zapytała patrząc na mnie podejrzliwie.
- Popełniłem błąd, zostawiając was. Moje miejsce jest tutaj, mam zamiar zrobić porządek z tytanami raz na zawsze. - odpowiedziałem głaszcząc ją po głowie.
- Kapitan Rivaille również zniknął. - rzekła stając przede mną. 
Jej twarz była bardzo poważna, oczy wpatrywały się we mnie.
Uśmiechnąłem się sztucznie, czułem jak moja dusza rozrywa się na drobne kawałeczki a wiatr roznosi ją po całym świecie abym nie mógł jej poskładać.
- On niebawem powróci. - wyszeptałem.
Westchnęła głęboko, i złapała mnie za rękę.
- Choć ze mną, pewnie jesteś głodny. - szepnęła i zaczęła  ciągnąc mnie w stronę baru.
Bałem się co takiego mi zrobi, gdy tutaj wróci.. mam nadzieję, że do tego czasu zdobęde się na to aby wyznać mu co naprawdę do niego czuję..

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział XIII

Tokio jest naprawdę ogromnym miastem, sam się o tym przekonałem, kiedy wychodząc z pokoju hotelowego szukałem drogi powrotnej dwie godziny. Sam, w zgiełku tysięcy osób, tak bardzo różniących się od siebie wyglądem i zachowaniem. Gdy opowiedziałem o tym Rivaille skwitował to śmiechem.
- Jest tutaj naprawdę wysoko.. aż strach pomyśleć co byłoby gdybym... 
- Gdybyś spadł? - odezwał się, a ja odwróciłem się w jego stronę.
Skinąłem głową, spuszczając wzrok na podłogę. Kapitan zauważył, że jestem smutny.
- Co cię trapi, Eren? - zapytał dziwnym tonem głosu. Poczułem jakbym w jego głosie dostrzegł zmartwienie..
- Jak mogę tu bezczynnie siedzieć, skoro jestem im tam potrzebny? - zapytałem cicho, podchodząc spowroten do okna.
- Myślisz, że bez ciebie sobie nie poradzą? - odparł nalewając sobie do szklanki wódkę.
- Co masz na myśli, mówiąc do mnie w ten sposób? - spojrzałem na niego zdziwiony.
- Ludzie - wypił zawartość szklanki - to takie stworzenia, które nie zawsze chca abyś im pomagał. Nawet kiedy tego naprawdę potrzebują, odrzucają twoje starania bo nie chcą czuć się od kogoś zależni. 
Westchnąłem głęboko.
- Masz rację, jednak chcę im pomagać, ponieważ nie mam zamiaru oglądać jak przez ich słabości  doprowadzą ten świat do upadku. - wyszeptałem zaciskając pięści
Rivaille  uśmiechnął się delikatnie, dotykając dłonią mojej twarzy. Tylko się sobie przyglądaliśmy, ale ja w jego oczach zdążyłem zauważyć dziwny blask. Już po chwili opuścił dłoń i złapał się za gardło.
Zaczął się krztusić, wskazywał palcem na butelkę miał oczy pełne łez. 
- Kapitanie! - krzyknąłem gdy upadł na podłoge, po sekundzie już się nie ruszał.. leżał nieruchomo na podłodze, i teraz rzeczywiście wyglądał niczym porcelanowa lalka. Był tak blady, że oglądając go przechodziły mnie dreszcze.
- Cholera jasna! - warknąłem, przeczesując dłonią jego lśniące włosy.
Szybko sprawdziłem jego puls. Odetchnąłem z ulga, żył ale jego oddech był bardzo słaby.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się, i do środka wszedł Ritsu. Zmarszczyłem brwi, podchodząc do niego i z całą swoją siłą popchnąłem go na stolik stojący obok nas.
Po sekundzie szkło walało się już po całej sypialni. Otrzepał się z niego, i wstał powoli.
- Coś ty mu zrobił?! - wrzasnąłem 
Mężczyzna uśmiechnął się podle.
- Uspokój się, albo twój ukochany kapitan będzie wąchał kwiatki od spodu. - odrzekł spoglądając na jego nieprzytomne ciało.
Próbowałem się uspokoić na tyle, ile w tamtej chwili potrafiłem. 
- Czego od niego chcesz? - zapytałem patrząc na niego z nienawiścią. 
Na jego wąskie usta po raz kolejny wdarł się ten oślizgły grymas, coś co miało przypominać uśmiech.
- Właściwie.. to przyszedłem tutaj wam Ci pogratulować. - odparł spokojnie
- Za co niby miałlbyś mi pogratulować? - spytałem podejrzliwie marszcząc brwi.
Kiedy to powiedziałem, zauważyłem na jego twarzy zdziwienie. 
- Dobrze wykonanego zadania. Wiesz z początku myślałem, że chcecie mnie oszukać. 
Zacząłem układać w głowie wszystkie fakty, i to wszystko co teraz do mnie powiedział składało się na to, że chodzi mu o zabójstwo Erwina. Gdy w końcu to do mnie dotarło, poczułem się jakbym miał nogi z waty. 
Usiadłem na poręczy fotela wpatrując się w pustą przestrzeń za jego plecami.
- Huh? - powiedział zdziwionym głosem - Nic ci o tym nie wiadomo? 
Pokiwałem głową, na co on westchnął głęboko.
- Wiedziałem, że jest bardzo porywczy, ale żeby sam podjął się walki z nim, musiał mieć bardzo ważny powód. 
- Skąd masz pewność, że on go zabił?! - warknąłem, czując jak do oczu napływa mi dostawa świeżych łez.
- Jessica dopilnowała, aby na własne oczy zobaczyć jego truchło.. oh Eren.. - zmienił ton głosu na słodki, i podszedł do mnie wyciągając z kieszeni swoją szczupłą dłoń. 
Spuściłem głowę na dół, a on położył ją na niej i delikatnie mnie pogłaskał. Szybko ją odtrąciłem.
- Nie dotykaj mnie, brzydzę się tobą. - wyszeptałem ocierając łzy z policzka.
Słyszałem tylko jego głośny, warczący oddech. W tej ciszy, nie mogłem uchwycić oddechu kapitana, wzdrygnąłem się i szybko do niego podbiegłem.
Ritsu stał już w drzwiach. 
- Podaj mu to. - rzucił w moją stronę mały flakonik z fioletową cieczą w środku. Dzięki swojemu refleksowi bez problemu to złapałem. Po chwili mężczyzna wyszedł.
Siedziałem nad jego nieprzytomnym ciałem nadal nie przestając płakać. Przypominałem sobie chwile spędzone z Erwinem, jego uśmiech i bardzo dobre serce. 
W jednej chwili poczułem dziwne zahawanie kierując gwint flakonika do jego ust.
A gdybym tego nie zrobił, tylko odszedł i zapomniał, że kiedykolwiek go poznałem. Czy nie lepiej byłoby, jeśli bym wymazał ze swojego życia kapitana? 
W takim razie to byłoby zabójstwo? Spojrzałem na swoją dłoń, nie chciała się przechylić tylko delikatnie drżała w powietrzu.
Postawiłem ją na podłodze, i dotknąłem dłonią twarz Leviego. 
Znów wyglądał niczym aniołek..
- Nie chciałbyś umrzeć? - zapytałem go, a głos mi zadrżał. - Za to jak bardzo mnie skrzywdziłeś.. nie mdli cię kiedy patrzysz na siebie w lustrze? 
Uderzyłem pięścią obok jego głowy, za te gwałty, wyzwiska i pobicia powinienem go tutaj zostawić na pewną śmierć. Przy okazji dla bezpieczeństwa poderżnął bym mu gardło.
Nim bym jednak tym nie osiągnął, niczego bym nie zdobył, prócz wyrzutów sumienia. 
W głębi serca wierzę, że przyjdzie czas kiedy On się zmieni na lepsze. Gdy przestanie być takim lodowatym dupkiem i zacznie mnie kochać.
Bo przecież to co razem robimy, to jak wiele czasu spędzamy ze sobą i również to, że kapitan zawsze przychodzi mi z pomocą... czy nie tak wygląda miłość? 
Oprzytomniałem, w jednej chwili. Nie jestem chyba aż takim bydlakiem abym mógł to zrobić. Mam w sobie jeszcze cząstke dobroci mojej matki. Ona zawsze okazywała miłość, bez względu na okoliczność zawsze była w stanie dawać mi pewność, że mnie kocha. 
Wlałem mu to do gardła, i cierpliwie czekałem. 
Po kilku minutach ocknął się. Powoli otworzył swoje oczy, a ja w duchu ucieszyłem się, że nie poddałem się tamtym myślą. Omiótł mnie swoim spojrzeniem, a ja poczułem się tak jakby on o tym wszystkim wiedział.
To jednak było niemożliwe. 
- Co się wydarzyło? - spytał, a jego głos był bardzo słaby i ochrypły.
- Nic ważnego.. - odparłem uśmiechając się do niego. - Po prostu zasłabłeś. 
Zmarszczył brwi, ale uwierzył w to co mu powiedziałem i podniósł się z podłogi. Złapałem go w pasie, gdy idąc w kierunku łazienki zachwiał się. 
- Co ty wyprawiasz.. - wyszeptał odpychając mnie.
Skrzywiłem się. 
- Wystarczyło by zwykłe "dziękuje". - mruknąłem wchodząc za nim do łazienki.
Nie wiedziałem nawet dlaczego to zrobiłem. Ściągnął koszulkę, a ja stałem z tyłu wpatrując się w ruch mięśni na jego plecach. Zauważył mnie i odwrócił się w moją stronę.
- Zapomniałeś czegoś wziąć? - zapytał 
- Nie.. już wychodzę.. - odparłem uśmiechając się.
Już miałem wychodzić, gdy poczułem na swoim nadgarstku jego dłoń.
- Nie obrażę się jeśli zostaniesz.. - wyszeptał do mojego ucha stojąc na mną. 
- Naprawdę muszę już iść.. chciałbym odwiedzić.. - starałem się coś wymyśleć. 
- Co chciałbyś odwiedzić Eren.. - pocałował mój kark, dotykając mnie swoimi zimnymi dłońmi po lędźwiach.
Jęknąłem cicho, gdy wsadził dłoń pod moje spodnie i zaczął dotykać moje pośladki.
- Muszę.. och.. - przymknąłem oczy, kiedy skierował dłoń na moje krocze.
Jego dotyk stawał się coraz bardziej uzależniający. Robił co tylko chciał ze mną i z moim ciałem.
- To jak Eren.. dotrzymasz mi towarzystwa? 
- T-tak.. - szepnąłem odwracając się twarzą do niego i całując jego usta.
Co takiego w sobie masz, że nigdy nie potrafię ci się oprzeć..?

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony