niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 7 SNK

- W końcu się obudziłeś.Nie sądziłem, że taka dawka uśpi cie na dwa dni. - Eren otworzył
swoje oczy, a pierwszy obraz jaki zobaczył była twarz Kaprala.
Spoglądał na niego z góry. Jak drapieżnik na swoją ofiarę.
Chłopak nie miał siły żeby ruszyć choćby palcem. Bolało go wszystko.
- To jakiś narkotyk? - zapytał ledwie słyszalnym, zachrypniętym głosem
Nadal czuł jak obraz w jego głowie wiruje.
- Nie mam pojęcia jakiego świństwa użyli. Nie mogę temu jednak odmówić skuteczności.
Eren spojrzał na nogę Kaprala.Nadal miał bandaż.
A przez jedną cholerną sekundę miał nadzieję, że to wszystko to tylko zły sen.
Tak bardzo pragnął teraz tej swojej codzienności, monotonii, ktorej kiedyś nienawidził.
- Na stole masz jedzenie. - powiedział chłodno Levi, widząc jak chłopak próbuje wstać.
Wyglądał jak nieporadne dziecko, które stawia pierwsze kroki. Podparł się dłonią o ścianę,
upadł jednak na posiniaczone plecy.
W Kapralu nic nie pękło, nie zmiękczył go ten widok, po prostu nie miał dość dużo czasu,
żeby czekać aż stanie na nogi.
Pomógł mu wstać, a Eren o własnych siłach doszedł do stolika. Usiadł bezgłośnie na krześle
i sięgnął po widelec. Skóra na nadgarstkach krwawiła od otarć. Kapral wyciągnął klucz
i uwolnił je.
- Nie boisz się, że znów cię zranię?- zapytał zdziwiony, spoglądając na Leviego
Czarnowłosy usiadł na przeciw niego.
- Nawet nie zdążyłbyś w tym stanie wyciągnąć broni, a już miałbyś poderżnięte gardło.-odparł spokojnie
Chłopak przełknął duży kawałek mięsa. Dostał dużą porcję, to dziwne, że tak dobrze go karmią.

Eren czuł się co najmniej nie komfortowo kiedy Levi obserwował go podczas jedzenia. Wbił swój wzrok w talerz, a mimo to ciągle czuł na sobie jego zimne spojrzenie.
Może wszystko byłoby w porządku, gdyby nie był taki przeszywający i pozbawiony emocji.
 - Co ze mną zrobicie? - zapytał kiedy Levi nacisnął klamkę drzwi
- Za dwa dni masz proces. Jest prawie pewne, że skażą cię na śmierć. Masz dużo czasu aby się przygotować na to co nastąpi. - nawet kiedy mówił o śmierci ton jego głosu nie ulegał zmianie.
To dziwny typ człowieka. Do perfekcji pozbył się sentymentów i wszelkich uczuciowych przeszkód, które tylko blokują dostrzeganie ważnych rzeczy.
Eren słysząc słowa śmierć otworzył delikatnie usta. Nie krzyczał ani nie histeryzował. Osunął się plecami o ścianę i usiadł na zimnej posadzce. W tamtej chwili w jego głowie nie było niczego.
Pustka, ciemność, mgła - tylko to.
Gdy drzwi się zamknęły zadrżał lekko. To chyba tylko dlatego, że zrozumiał nieodwracalność sytuacji w jakiej się znalazł.
Położył się na plecach i jak się nagle okazało sufit okazał się bardzo ciekawym miejscem. 
Poczuł to. Łzę spływającą po jego skroni i ginącą w jego włosach.
To nie była rozpacz, ani smutek. To czysta bezsilność, nie mógł nawet próbować się wydostać.
Brak sił, kraty, strach - czynniki, które paraliżowały jego jak się zdawało naturalną chęć przeżycia.

Kapral wszedł do swojego gabinetu i przez chwilę stanął nieruchomo. Miał pewien plan, ale jego przeprowadzenie oznaczało wielkie poświęcenie.
Czy nie zbyt wiele poświęcił dla innych w swoim życiu? Co takiego ten smarkacz ma, że ma być tym cholernym wyjątkiem?
W głowie Kaprala rozgrywała się istna walka. Pomiędzy uratowaniem mu życia, a obojętnością na jego los.
Wszystko to co starał się stworzyć przez tyle lat naglę pęka. Przez ten mur obojętności przebija się struga światła.
Mógłby go uratować przed egzekucją i skazać siebie na śmierć. 
Wszyscy zaczęli by go ścigać za zdradę. 
 Kapral zacisnął mocno zęby i zaczął powoli rozpinać mundur.
Sam nie wiedział chyba co chce zrobić. 
Czy to nie naturalne, że kiedy chcemy chronić coś bardzo dla nas cennego włącza się w nas instynkt? 
Taki, który trudno wyłączyć.
Zawahał się na ostatnim guziku koszuli. Wziął głęboki oddech i szybko je zapiął. Założył znów mundur i podszedł do szafki. 
Otworzył ją i jego oczom ukazała się broń. Katana.
Była tak piękna, że każdy pragnąłby zginąć od jej ostrza. 
 To wyjątkowa śmierć. 
Wyciągnął ją i wyszedł na zewnątrz.
Wiedział ile żołnierzy znajduje się na terenie jednostki. Jakie mają zmiany i broń. Znał ich zdolności i sposób w jaki walczą. 
Miał klucz do wszystkich cel. 
Nie wątpił w swoje zdolności. Może dlatego pierwsze cięcie jakie zadał młodemu żołnierzowi wysłało go na tamten świat.
I kolejne, tym razem krew tryskająca z tętnicy wylądowała na jego twarzy. Blada skóra z bordową krwią tworzyła przerażający kontrast.
Szedł powoli ściskając w dłoni rękojeść katany. Bezgłośny niczym kot wyskoczył zza ściany pozbawiając życia dwóch żołnierzy. 
Jeden zdążył go jednak zranić w ramię. 
Krew zaczęła spływać na ziemie zostawiając ślady. 
Stanął prosto kiedy zobaczył przed sobą zszokowanego Erwina.
Wyprostował się.
- Co ty...dlaczego ich zabiłeś?  - krzyknął Erwin spoglądając na zakrwawionego Leviego.
Kapral wziął głęboki oddech i powoli podchodził do blondyna.
Nie miał żadnej broni więc był całkowicie bezbronny.
Kiedy Kapral wykonywał krok naprzód, on cofał się o jeden.
Był naprawdę blisko niego. Erwin zamknął oczy szykując się na śmierć, kiedy poczuł nagle jak jego ciało przechodzi dreszcz.
Ciemność to ostatnie co widział.
Kapral uderzył go w głowę, nie zabił. Tylko stracił przytomność.
Jego kroki skierowały się w stronę gabinetu Hanji...


 

niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział 6 SNK

Zapraszam do lektury :

Czarnowłosy wypuścił ze świstem powietrze z płuc. Ból rozniósł się po całym ciele. Spojrzał na zbliżającego się do niego bruneta. Nie dało się nie zauważyć, że Levi  bardzo zirytował się tym co się stało. Opanował jednak emocje. 
- Jesteś bardzo szybki. - oznajmił uciskając krwawiącą ranę.
Eren ukucnął obok niego i podał mu opatrunek. 
- Muszę się stąd wydostać. - powiedział brunet spoglądając prosto w te czarne, puste oczy.
Kapral przymknął oczy i wziął głęboki oddech. Starał się nie zwracać uwagi na ból jaki w tamtej chwili chciał go sparaliżować.
- Chyba nie jesteś aż tak głupi, żeby spróbować. - odparł Levi wskazując palcem na zasłonięte okno.
Brunet zmarszczył brwi szybko do niego podszedł. Przed szpitalem stało bardzo dużo żołnierzy.
- Są uzbrojeni? - zapytał nagle
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak. - odparł próbując wstać.
Związał opatrunek na udzie, i stanął. 
Opierając się tylko na jednej nodze obserwował jak brunet zastanawia się jak wybrnąć z całej sytuacji. 
- Za to co zrobiłeś powinienem skręcić ci kark. - powiedział nagle Kapral 
Eren przełknął ze strachu ślinę i spojrzał na niego.
Nie powinien był tego robić, nie przemyślał swojej decyzji
- Niech ci nie wpadnie do tej główki pomysł, żeby się stąd ruszać. Zginiesz zanim wyjdziesz z budynku. - powiedział podchodząc do bruneta bardzo blisko.
Levi chyba nie przejął się, że naruszał jego przestrzeń osobistą. 
Chłopak spojrzał ranę Leviego. Bandaż przeciekał bordową krwią. Czarnowłosy wbił swoje spojrzenie w jego przepełnione lękiem oczy i podążył w stronę drzwi.

Wystarczyło, że zrobił kilka kroków i od razu przykuł uwagę pielęgniarek i żołnierzy.

Jedna z nich podbiegła do Kaprala, widząc jak krew spływa na ziemię. Z każdym krokiem zostawiał ślad.
- Kapralu...jest Pan ranny. - powiedziała pielęgniarka stając przed nim.
Levi spojrzał na nią jak na idiotkę i zatrzymał się.
- Tak, ćwiczyłem i przez przypadek nabiłem się na nóż. - odparł spokojnie, nie zwracając uwagi na jej minę
Nikt nie uwierzyłby w takie brednie. 
Zbyt jednak bała się Kaprala, żeby dociekać prawdy i zaproponowała tylko, że odkazi ranę. 
- Sam to zrobię, w domu mam wszystkie potrzebne rzeczy.
Nie ufał ludziom. Zbyt wiele razy się na nich zawiódł. 

Brunet poczuł kropelki potu spływające po jego plecach. Był w kropce. Jak ma wybrnąć z tej sytuacji skoro nawet nie może wyjść z budynku? 

- Cholera jasna.. - wyszeptał siadając na skraju łóżka.

Czarnowłosy wylał na ranę środek odkażający i obserwował jak spływa wraz z krwią do wanny. 
Rana była dość głęboka, więc musiała być zszyta. Zawsze sam sobie radził, teraz nie odpuścił. 
Nawet nie skrzywił się kiedy ją zszywał. 
Wstrzymał oddech i ostatni raz przebił skórę igłą. 
Ludzie często nie uważali go za człowieka. Przez jego zachowanie traktowali go jak potwora. 
Jednak on był człowiekiem. Krwawił. Odczuwał ból, i mimo, że starał się nie okazywać emocji  mimo wszystko je odczuwał.
Rozciągnął mięśnie ramion i wstał powoli. Kulejąc na jedną nogę doszedł do łóżka i usiadł na nie. 
Nigdy wcześniej nic takiego mu się nie zdarzyło. Prawda jest taka, że Eren był niesamowicie szybki i Kapral nie przewidział jego zachowania. A zawsze tak robił.
Nie potrafił się skoncentrować. 
Powinien nauczyć go dyscypliny i szacunku, ukarać za to co zrobił. Pobić do nieprzytomności, albo od razu poderżnąć gardło i obserwować jak chłopak dławi się własną krwią.
Jednak nie potrafił. Coś blokowało go przed zrobieniem temu smarkaczowi krzywdy.
Wzdrygnął jak ciszę w jego pokoju przerwało pukanie do drzwi. 
Spojrzał na otwierające się drzwi. 
- Spodziewałeś się kogoś innego? - zaśmiał się Erwin wchodząc do środka. 
Kapral prychnął pod nosem.
- Nie miałem w planach dzisiaj nikogo gościć. - odparł beznamiętnie
Blondyn podniósł z zaciekawieniem brew do góry widząc opatrunek na udzie Kaprala.
- Nabiłeś się na nóż? - zakpił, siadając na krześle na przeciw łóżka Leviego.
- Już wiesz? 
- Wieści szybko się rozchodzą. Szczególnie kiedy w szpitalu jest twój pupilek. Swoją drogą nie dziwię ci się, że tak go uwielbiasz jest taki słodziutki... - monolog przerwał ostry głos Kaprala
- Jak nie masz mi nic ciekawego do powiedzenia to możesz już wyjść. - powiedział, wpatrując się w niebieskie tęczówki Erwina
- Tak naprawdę nikt ci nie uwierzył, ale przecież dobrze o tym wiesz. - Erwin uśmiechnął się ale Levi wcale nie odwzajemnił uśmiechu
Rozmowę przerwał dzwonek telefonu Erwina. Mężczyzna przyłożył słuchawkę do ucha. Głos Hanji rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Levi słyszał, że mają problem z Erenem. Mimo bólu jaki mu doskwierał bez wahania ruszył do szpitala, gdzie przebywał chłopak. 
- Nie uważasz, że to zbyt ryzykowne? - zapytał nagle Erwin spoglądając z boku na Leviego
- Co masz na myśli? - odparł, marszcząc brwi przy każdym szybszym kroku.
Blondyn wziął głęboki oddech. 
- Pozwoliłeś temu smarkaczowi, żeby tak cię urządził? Zaatakował cię a ty go jeszcze bronisz. - powiedział kpiąco Erwin 
- Potrzebny jest nam żywy, a jedyne co bym z nim zrobił to pozbawił go życia. - jego głos był taki spokojny nawet wtedy kiedy mówił o zabiciu kogoś

Kiedy tylko przekroczyli próg szpitala powitała ich Hanji. Od razu spojrzała na ranną nogę Kaprala. Nic jednak nie powiedziała.
- Czemu nas wezwałaś? - zapytał Erwin zaniepokojonym głosem
- Wzywałam ciebie, ale musiałeś przyprowadzić tego tyrana. - syknęła wrednie 
Czarnowłosy zignorował ją i od razu ruszył w stronę sali w której wcześniej przebywał Eren.
- Nie ma go tam. Był zbyt niegrzeczny. - krzyknęła za nim Hanji z uśmiechem na twarzy czekając na rozwój wydarzeń
Levi zatrzymał się i wziął głęboki oddech. Szedł całkiem spokojnie, ale kiedy przycisnął ją do ściany, i do jej szyi przytknął nóż dziewczyna przestała się uśmiechać. 
- Rivaille! - krzyknął Erwin, odciągając go od niej.
Hanji prychnęła głośno i poprawiła swój kołnierz. 
Levi spojrzał na nią z wściekłością, chowając nóż do kieszeni munduru. 
- I tak byś tego nie zrobił. - dziewczyna znów chciała go sprowokować
Levi podniósł kącik ust do góry.
- Takie ścierwo jak ty powinno wąchać już kwiatki od spodu. - odparł, a zszokowany mimiką twarzy Kaprala Erwin nie wypowiedział ani słowa.
- Och, ale z ciebie flirciarz. - odparła szybko
- Dowiem się w końcu co takie się wydarzyło? - Erwin widocznie już irytował się ich kłótnią
Hanji spojrzała na niego.
- Jest w izolatce. Dostał jakiegoś szału i zdemolował cały pokój. Musieliśmy go uśpić.
- Jaką dawkę mu podaliście? - zapytał Levi
- Śmiertelną. - odparła uśmiechając się 
- Pośpi sobie kilka godzin i potem będzie bardzo przytulnym zwierzątkiem. - w jej głos słychać było dziwną ekscytację. 

Levi spojrzał na śpiącego Erena. Na ramionach miał siniaki. Widać było, że żołnierze nie szczędzili przemocy. 



sobota, 2 stycznia 2016

Kise x Ao rozdział 9

 Witam was po tak długiej przerwie, nie będę owijać w bawełnę i od razu przeproszę was, że tak dawno nic nowego tutaj się nie pojawiło. Zaczął się rok 2016 więc myślę, że uda mi się rozpocząć go w dobrym stylu. Zapraszam was do czytania. 


- Przepraszam Pana bardzo mógłby Pan tutaj nie śmiecić? To miejsce prywatne. - powiedziała a w jej głosie chłopak mógł wyczuć już lekką irytację
Niebieskowłosy podniósł ją z ziemi i zgniótł w dłoni. 
- Od kiedy chodnik to miejsce prywatne? - zakpił chowając zgniecioną puszkę do kieszeni. 
Odszedł spokojnym krokiem. A przecież zawsze w takiej sytuacji nie odpuszczał i kłócił się nawet kiedy zdawał sobie sprawę, że się myli.
Coś niedobrego się z nim stało. Troszkę się tego obawiał, ale wiedział też, że nie da się zmienić swojego charakteru, i on na zawsze pozostanie taki jaki jest. Może się tylko ograniczać.
Wyjął puszkę z kieszeni bluzy i rzucił ją na zielony trawnik. 
Od razu poczuł się lepiej. Musiał postawić na swoim. 
Udawał, że czuję się świetnie, że niczym się martwi i jest taki beztroski, lecz tak naprawdę w środku targały nim niesamowite emocje. Strach... to chyba największy powód tak szybkiego bicia jego serca.
Nadal bał się, że ten smarkacz, tak ten mały blondynek, który sprawił, że Ao oszalał na jego punkcie, się odkocha. 
Wtedy zostanie z niczym. Tak bardzo się tego bał, że czuł się pokonany... w tak żałosnej pozycji, zbyt słaby aby się chociaż spróbować bronić.
Jeszcze rok temu te uczucia by go obrzydzały. Wszystko by go brzydziło, w tej chwili jednak nie może przestać myśleć jak delikatne, i gładkie w dotyku jest jego ciało. 
- Jakie to wszystko popieprzone... - wyszeptał do siebie, uśmiechając się.
Nie był to uśmiech radości. Sam nie wiedział skąd się u niego pojawił. Chyba kiedy uświadomił sobie, że jego rodzice nie wybaczyliby mu gdyby dowiedzieli się co takiego robi. 
Społeczeństwo uważałoby go za odmieńca ale ich zdanie nie wpływałoby na samopoczucie Ao. Jednak jego rodzina... to inna bajka.
Aomine najbardziej irytowało to, że Kise tak szybko go zaatakował. Bez słowa wtargnął do jego życia i porwał je na najmniejsze kawałeczki niezdatne do poskładania. 
Mimo wszystko nie wyobraża sobie, żeby teraz to wszystko skończyć. Tak dużo pozmieniał w jego życiu, że gdyby chciał odejść żadne z nich nie przeżyłoby tego. Bo Ao to typowy samiec i do niego należy ostateczna decyzja. Przynajmniej tak sobie wmawiał, bo prawda była całkowicie inna. 

Blondyn ubrał na siebie pierwszy lepszy dres i wyszedł na zewnątrz. Z matką nawet nie rozmawiał. Co niby ma robić w ten piękny, słoneczny dzień? Siedzieć sam jak palec na ławce i wpatrywać się w kwitnące drzewa? Chciałby teraz ujrzeć jego twarz...
Złą czy uśmiechniętą... zamyśloną lub skupioną - nieważne. 
Mimo tego wszystkiego co się stało, Kise zdawał sobie sprawę, że zdobył to czego chciał. Tak bardzo pragnął jego miłości, że ze wszystkich sił próbował go zdobyć. 
Udało mu się. Największego podrywacza w szkole. Przecież Ao miał więcej lasek niż Kise włosów na głowie. I każdy o tym wiedział, że w każdą noc zaprasza sobie inną. 
A tu nagle taka zmiana. I to dla kogo? Dla drugiego faceta. 
Kise zaśmiał się głośno. Chyba za głośno, ponieważ zwrócił uwagę pary siedzącej ławkę obok.
Problem w tym, że on nie chce niczego zmieniać. Zbyt mocno kocha Aomine, żeby go ranić.
Blondyn wiedział, że całkowicie zmienił jego życie i to wszystko jest nieodwracalne. 
Zresztą on nie jest typem człowieka, który potrafi tak kogoś zranić. 
Wszystkie myśli podpowiadały mu, że powinien do niego pójść.. objąć ramionami i już nigdy nie pozwolić odejść. Nie żegnać się z nim samym spojrzeniem, tylko namiętnie go pocałować. 
Serce prawie stanęło mu w piersi kiedy poczuł wibracje w swojej kieszeni. Jego telefon dzwonił, i jedyna myśl jaką teraz miał w głowie to imię niebieskowłosego. 
Tak bardzo chciał usłyszeć jego głos. Przymknął oczy i przyłożył telefon do ucha. 
Kącik jego ust podniósł się mimowolnie do góry. Tak to był on.
- Kise? Gdzie jesteś? - w jego głosie słychać było troskę 
Blondyn przełknął ślinę, i odpowiedział szybko.
- W parku. Siedzę na ławce. - odparł szybko 
- Na ławce? Sam? - Ao przygryzł mocno wargę. 
Zazdrość to chyba dobry objaw początku związku. Oznacza, że druga osoba nie jest nam obojętna i coś dla nas znaczy.
- Musiałem się przewietrzyć. -
Ao wziął głęboki oddech.
- Gdzie dokładnie jesteś? Zaraz tam będę. - zapytał go 
Kiedy chłopak mu odpowiedział szybko wyłączył telefon.
Spojrzał na swoje dłonie. Drżały.
Ao ruszył w miejsce o którym powiedział mu Kise.
Dojście tam zajęło mu niecałe dziesięć minut, ale z perspektywy Ao była to godzina. 
Odetchnął z ulgą kiedy zobaczył go siedzącego na ławce. 
Kise zdziwił się kiedy Ao przytulił go mocno.
- Aż tak bardzo się stęskniłeś? - zaśmiał się słabo
Niebieskowłosy dotknął dłonią jego twarzy i spojrzał w jego oczy. Tak...wtedy czuł jak głębia jego oczu dosłownie go pożera. 
- Co ty ze mną zrobiłeś... - szepnął czochrając  mu blond włosy. 



Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony