niedziela, 6 października 2013

Rozdział 5

Kolejny rozdział specjalnie dla was :) Proszę was o komentarze, jeżeli coś wam się nie podoba zmienię to, ale muszę wiedzieć co robię nie tak. Rozdziały będą dodawane albo codziennie, albo co kilka dni. Jeżeli nie dodam nic przez dwa tygodnie oznacza to że nie żyję, a teraz zapraszam was do lektury :

Opadłem zmęczony na łóżko, kiedy usłyszałem jak drzwi do sali otwieraja sie..a moim . oczom ukazał się Erwin Smith.
Wysoki, postawny mężczyzna wszedł do środka nie zwracając na mnie żadnej uwagi.
Wyglądał tak jakby to co zobaczył, nie wywarło na nim większego wrażenia. Stanął obok łóżka kapitana i ściągnął swoją czapkę kładąc ją na materac. 
Odchrząknął głośno, i zaczął mówić.
- Widzę Kapitanie, że szybko wracasz do zdrowia. - uśmiechnął się, spoglądając na mnie. 
- Za kilka dni stąd wyjdę. - odparł chłodno, odsuwając się ode mnie. 
Zauważyłem, że to zrobił i poczułem się niezręcznie. Pewnie chciał już żebym sobie poszedł.
Wstałem więc, i trzymając w dłoniach resztę garderoby wybiegłem z sali.
-Coś ty mu zrobił? - zapytał widząc moją żałosną ucieczkę.
Ja ubrałem się w toalecie, i stałem przed drzwiami podsłuchując ich.
"Jakie to żałosne.." - powtarzałem wciąż w myślach.
Nie zrezygnowałem jednak z tego i starałem się być jak najciszej aby żaden z nich się nie zorientował.
- Co zrobisz kiedy stąd wyjdziesz? - głos Erwina lekko drżał.
Oni znali się od dawna, nie wiem czy można to nazwać przyjaźnią.. ale Kapitan Rivaille go akceptował. Jednak nigdy nie pozwolił mu zbliżyć się dalej niż zwykła rozmowa.
Ze mną było odwrotnie.. nie czułem się jakoś specjalnie wyjątkowo ale może skoro robi ze mną takie rzeczy coś jednak dla niego znaczę?
- Muszę coś załatwić.. - odpowiedział mu, a blondyn zaśmiał się cicho.
- Coś czy kogoś?
- Te szczury zaczynają mi działać na nerwy. - warknął wstając powoli.
Zesztywniałem ze strachu, myśląc że czarnowłosy zauważył moją obecność. Po chwili jednak odetchnąłem z ulgą.
Po dziesięciu minutach trwania w takiej pozycji zaczęły boleć mnie nogi, więc usiadłem na ławce obok drzwi. Siedziałem tak kilka minut kiedy usłyszałem jak drzwi od jego pokoju otwierają się i blondyn wychodzi.
Zauważył mnie i usiadł tuż obok. Czułem się niezręcznie po tym co wydarzyło się wcześniej.
- Wiesz..  - zaczął - jestem pełen podziwu, że udało ci się go choć trochę udomowić.
- Huh? - zdziwiłem się, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
Westchnął głęboko.
- Nie musisz się tego wstydzić. W tym miejscu każdy ma jakieś słabości.. - uśmiechnął się, patrząc nostalgicznie za okno przed nami.
Zaczerwieniłem się jeszcze bardziej.
- Ja.. ja nie mam żadnych słabości. - odpowiedziałem cicho, ściskając w palcach jedwabną chusteczkę.
Erwin zaśmiał się i spojrzał na mnie a jego oczy nie przestawały się śmiać.
- Związek z tym facetem może okazać się bardziej toksyczny niż wybuch bomby atomowej.
Rozczochrał mi włosy i wstał.
- Do zobaczenia. - uśmiechnął się, machając mi na pożegnanie.
Byłem całkowicie zdezorientowany, więc szybko tylko skinąłem głową.
Nie słyszałem aby Rivaill mnie do siebie wołał, czy sam wyszedł zobaczyć czy na niego nie czekam.
Wróciłem więc do swojego mieszkania.
Przed nim stały jakieś dwie kobiety. Dopiero po chwili zorientowałem się że są to prostytutki.
Kiedy jedna z nich uśmiechnęła się do mnie figlarnie i podeszła powoli.
- Masz ochotę się zabawić chłopcze? -spytała jedna z nich poprawiając swój wylewający się z gorsetu biust.
- Nie.. ja chcę tylko wejść do domu. - odparłem spokojnie.
"Nie sprawiać problemów" - powtarzałem w myślach jak modlitwę
Obydwie uśmiechnęły się.
- Jesteś taki słodziutki. - jęknęły dotykając mojego policzka, a ja odepchnąłem ich dłonie.
Bóg jeden wie co nimi robiły.
Przestraszyły się, i przepuściły mnie szybko.
Wszedłem do swojego mieszkania, rzucając klucze na komodę, a buty i płaszcz na podłogę.
Nie mogłem przyzwyczaić się do tej pustki w okół.
*
Jest już po dwudziestej trzeciej. Leżę w wannie w której woda już dawno zrobiła się zimna.
Nic jednak nie równa się z tonem głosu jakiego używa w stosunku do mnie.
Żeby to porównać musiałbym chyba przechadzać się nagi na biegunie północnym.
Uśmiechnąłem się do siebie, wychodząc z wanny.
Chłodny wiaterek owiał moją nagą skórę, na której zaraz pojawiła się gęsia skórka.
Starłem krople wody ręcznikiem, i ubrałem na siebie bieliznę i jakąś starą białą koszulkę.
Było zimno. Środek stycznia.
Boso stanąłem za zimnych kafelkach w kuchni i zalałem herbatę. Do moich nozdrzy dotarł przyjemny zapach malinowej herbaty.
Dostałem ją od Armina na gwiazdkę. Niby nic a tutaj sporo warta. Jemu podarowałem kilka książek o których zawsze marzył, nie chcę opowiadać jak je zdobyłem..
Usiadłem na krześle trzymając w dłoniach parujący kubek.
Dmuchałem w niego kilka razy biorąc małego łyka.
" Pyszne.." - pomyślałem zaciągając się aromatycznych zapachem.
Przywoływał same przyjemne wspomnienia, nie te które bolały. Tylko takie o których chciałem pamiętać.
Jak na przykład to kiedy z całą rodziną wyjechaliśmy na wycieczkę w  góry.
Mikasa z mamą przygotowywały posiłki a ja z moim ojcem wyruszaliśmy na polowanie.
Jedyne złe wspomnienie które mam to... zacisnąłem mocno pięści.
Kiedy już przypominasz sobie o nich, chcesz jak najszybciej zapomnieć a one jak na złość jeszcze bardziej krążą w twojej głowie.
Położyłem kubek na stół i poszedłem do swojej sypialni.
Noc to najgorsza pora dnia. Zaczynasz zadręczać się myślami nie mając co ze sobą zrobić.
I każde kolejne wspomnienie przywołuje następne, i tak zatacza się koło z którego nie możesz wyjść.
Siedzę na łóżku gryząc delikatną skórę warg, i po chwili czuję metaliczny posmak krwi w ustach.

Kiedy kogoś nienawidzisz czujesz do niego odrazę, jednak po jakimś czasie ona mija i zostaje Ci  tylko żal. Coś co sprawia, że stajesz się smutny a smutek separuje nas od ludzi czyniąc nas wrakiem człowieka.
Zastanawiałem się o jakich ludziach wspominał Rivaill.
Zemsta do niczego nie prowadzi, jednak czasami jesteśmy już zbyt przesiąknięci cierpieniem że nie dostrzegamy innej drogi.
Zgasiłem  światło i położyłem się spać.

2:22
Obudziłem się nagle, cały zalany potem. Śnił mi się koszmar..znów ten sam.
Przełykam głośno ślinę. W tej ciemności jestem w stanie dostrzec tylko swoje dłonie.
Znowu to samo uczucie.. jakby ktoś próbował mnie udusić - to zdarza się coraz częściej.
Wstałem i skierowałem się do kuchni po kubek ze zrobioną wcześniej herbatą. Wystygła i nie smakuje już tak dobrze, mimo to ugasiła moje pragnienie.
Wróciłem do łóżka zaglądając przez okno. Cała wioska już spała, tak beztrosko i spokojnie - jakby nie dopuszczali do siebie myśli, że coś im się może stać.
Na niebie nie było żadnych gwiazd.
Pamiętam jak Ojciec opowiadał mi, że jeśli nie ma żadnej na niebie to oznacza że Bóg spełnił właśnie życzenia tych najbardziej potrzebujących.
Wtedy jeszcze w to wierzyłem, teraz mogę się tylko łudzić..
Musze spróbować zasnać..
Byłem bardzo zmęczony, wiec sen przyszedł do mnie bez specjalnego zaproszenia.

**
Rankiem wyszedłem z mieszkania, kierując się od razu w stronę pobliskiego sklepu. Musiałem kupić parę owoców i warzyw, bo mam dość już  tego chemicznego gówna.
Jedząc to czułem jak mój mozg zamienia się w pochodna tego taniego syfu.
W zgiełku kilkudziesięciu osób spostrzegłem czuprynę czarnych długich włosów, od razu wiedziałem ze to Mikasa, a obok niej jeszcze niższa blond postać.
- Mikasa! Armin! - krzyknąłem do nich radośnie, biegnąc w ich stronę.
Rozmawialiśmy chwile, ja opowiadałem o tym ze kapitan wyzdrowiał i jak bardzo się z tego cieszę, a po jej minie widziałem ze nie za bardzo ja to interesuje.
- Wiecie kiedy wyrusza następny patrol? - zapytałem, chcąc przygasić ta niezbyt przyjemna atmosferę jaka panowała miedzy nami.
Armin zamyślił się po chwili wyciągając z kieszeni jakiś notatnik.
- Mam tutaj wszystko zanotowane.. - uśmiechnął się. - Następny wyrusza.. za dwa dni.
Dwa dni to nie tak długo, nie zanudzę się na śmierć.
Kiedy miałem odchodzić, poczułem dotyk na swoim ramieniu. Po chwili spostrzegłem, ze to Mikasa.
- Uważaj na siebie. - powiedziała cicho, odgarniając mi niesforne kosmyki włosów z czoła.
Kiwnąłem głowa, i odszedłem. Kupiłem jeszcze kilka rzeczy i wróciłem do mieszkania.
Przygotowałem sałatkę i kawałek mięsa.
Zwykły kurczak, a wydałem na niego masę pieniędzy.
Tutaj mięso jest na wagę złota, zieleniny jest pełno wiec nie jest zbyt droga.
Pierwszy raz od kilku tygodni mam w ustach jakieś wartościowe jedzenie. Wcześniej moim pożywieniem były zupki instant.
Nie trzeba było spędzać dużo czasu przygotowując je, wystarczyło tylko zalać woda i gotowe.
Gdy jesteśmy leniwi, uciekamy się do najprostszych rozwiązań.
Kiedy bylem już pełen, schowałem resztki do lodówki i zacząłem sprzątać w kuchni. Myłem naczynia, nie zwracając uwagi na otoczenie.
Woda była bardzo gorąca, wiec odrobine się przy tym spociłem. Przetarłem czoło ręcznikiem idąc do swojego pokoju.
Przecierałem lepkie od potu włosy, nie patrząc przed siebie. Wywaliłem sie, na twarda drewniana podłogę.
Przed swoim nosem zobaczyłem, czarne buty. Kierowałem wzrok coraz wyżej i wyżej dochodząc aż do twarzy.
- Kapitan Rivaille?! - krzyknąłem szybko wstając.
- Czy ty zawsze musisz być taki niezdarny.. - rzucił oschle, siadając na fotelu.
Dobrze, ze w pokoju panował porządek. Nie chce aby pomyślał o mnie cos złego. Doskonale wiem jakim jest pedantem.
Usiadł, zakładając nogę na nogę i wpatrywał się we mnie.
- Zjesz cos? A może napijesz się  herbaty? - pytałem uśmiechając się.
Rivaille przeczesał dłonią włosy, rozsiadając się bardziej.
- Nie przyszedłem tutaj na herbatkę. - odpowiedział uśmiechając się uprzejmie, niepokojąco uprzejmie.
Jego glos przybrał lukrowa barwę.
- Przyszedłeś mnie odwiedzić? - zdziwiłem się, nie wiedząc sam jakie głupoty opowiadam.
- Mógłbyś się odwrócić? - powiedział nagle
Zrobiłem to o co prosił. Stałem odwrócony do niego tyłem. Myślałem ze może mam zabrudzone spodnie czy cos. Jednak jemu chodzilo o cos innego, zorientowałem się dopiero po chwili.
- Wiesz uważam, ze lepiej wyglądałbyś bez tych ubrań. - skwitował po dziesięciu minutach oglądania mnie.
Odetchnąłem głęboko.
"Wiedziałem!" - krzyknąłem w myślach
- Ja tak nie uważam.. - odpowiedziałem cicho.
Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, po chwili znalazł się tuz obok mnie.
- A ja wręcz nalegam, abyś je zdjął. - rzekł dotykając mojego pośladka.
Zaczerwieniłem się, odsuwając się od niego na bezpieczna odległość.
- Co Pan wyprawia.. - mruknąłem zasłaniając usta dłonią. Czułem jego dotyk tam na dole.
Cicho przy tym mruczał, niczym zadowolony kotek.
- Mam dla ciebie prezent. - wyszeptał wprost do mojego ucha, wręczając mi do ręki jakąś torbę.
Sięgnąłem po zawartość wyciągając ja na zewnątrz.
Jedyne co wtedy zagościło na mojej twarzy to szok i zawstydzenie.
- Nigdy tego nie włożę! - krzyknąłem rzucając to na lóżko.
Krótka sukienka w lawendowym kolorze, a do tego kocie uszka i czarne pantofelki.
Stałem zażenowany, wyobrażając sobie jakbym w tym wyglądał. Nie chciałem robić z siebie kompletnego idioty. Jeżeli lubi takie rzeczy, niech idzie do burdelu.
Albo nie.. nie chce aby dotykał kogoś innego w ten sposób. Nie chce aby pragnął kogoś innego, czy nawet zwrócił na kogoś uwagę. Chce żeby był tylko mój, tylko i wyłącznie dla mnie.
Zamknąłem oczy, odwracając się do niego twarzą i pocałowałem go delikatnie. Nie było w tym żadnej namiętności, czy pożądania, zwykły pocałunek.
- Zrobię to dla ciebie Kapitanie. - szepnąłem zawstydzony.
Uśmiech na jego twarzy był dla mnie podziękowaniem... 



6 komentarzy:

  1. od razu łatwiej sie czyta , dziekuje ze poprawilas to o czym ci powiedzialam ^^ notka ekstra . Weny zycze /Kamii

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje <333 za takie miłe słowa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Potrafisz świetnie dobierać słowa. Uwielbiam gdy piszesz :D

    OdpowiedzUsuń
  4. piszesz świetnie , tak ładnie dobierasz zdania ... ale ja czegoś tu nie pojmuję czajnik elektryczny w wiekach gdy nie było za bardzo elektryczności xDDD... o prócz tego małego szczegółu wszystko jest świetne przyjemnie się czyta , aż rumieńce się ma >/////<

    OdpowiedzUsuń
  5. wiem, że opowiadanie to zostało napisane jakieś 2 lata temu ale...

    Eren jest chyba jakimś pie*rzonym (dosłownie) masochistą z syndromem sztokholmskim.

    Nadal nie mogę zorientować się w jakim uniwersum pisałaś, ale nawet to dobre. Polski fanfik to dobry fanfik :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za komentarz. To było tak dawno i tyle tego było (jest nadal), że czasem trudno mi się odnaleźć we własnych rozdziałach. Miałam wtedy taki ogromny napływ weny, kartki w wordzie same się zapełniały w pół godziny. Ostatnio jest trudniej ale daje rade. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony