Mikasa wypytywała mnie dosłownie o wszystko. Podczas dwugodzinnej kolacji zdążyła dowiedzieć się więcej, niż ktokolwiek inny przez całe moje życie.
Oczywiście niektóre zdarzenia musiały zostać pominięte.. wiecie co mam na myśli.
Dostałem wolny pokój, zdziwiłem się tym faktem bo przecież w jednostce jest bardzo wielu żołnierzy - gdy jednak wszedłem do niego, zrozumiałem dlaczego stał pusty.
Było w nim bardzo zimno, a fioletowa farba na ścianach wyglądała tak jakby co kilka dni przechodził przez ten pokój huragan. Nie miałem jednak zamiaru narzekać, lepsze to niż trafienie pod skrzydła Rivaille.
Szczególnie teraz po tym co zrobiłem, jestem pewien, że kapral nie przytuli mnie na powitanie gdy już tu przyjedzie. Bo tak na pewno się stanie , prędzej czy później.
Pomimo tego strachu, który wciąż we mnie tkwi nie żałuję podjętej decyzji.
Usiadłem delikatnie na łóżku a ono zaskrzypiało tak jakby usiadł na nim trzystu kilowy tytan.
Bałem sie nawet gwałtownie poruszyć, aby nie spędzić nocy na twardej i zimnej podłodze.
- Niech to szlag. - mruknąłem uderzając łokciem o kant szafki. Zacząłem masować obolałe miejsce.
Otworzyłem drzwiczki szafki a w jej wnętrzu ujrzałem dużą, nie otwartą butelkę wódki
Uśmiechnąłem się, otwierając ją i szybko wziąłem dwa może trzy duże łyki po czym prawie się nie udusiłem krztusząc się.
Po wypiciu już prawie połowy odłożyłem butelkę na podłogę. Nie czułem już zimna, wszystkie problemy zniknęły w mgnieniu oka.
Przyciągnąłem kołdrę pod głowę, otulając się nią. Zamknąłem oczy i już po chwili zasnąłem..
**
Obudziły mnie silne promienie słońca wdzierające się do pokoju przez jedno główne okno.
Było otwarte. Nie przypominam sobie, abym je otwierał.
- O, rany.. - mruknąłem przecierając zmęczoną twarz. Wszedłem do dość obskurnej łazienki w której nie było prysznica, tylko stara i brudna wanna.
Ostrożnie odkręciłem wodę i przetarłem dłonią wiszące nad umywalką zakurzone lustro.
Spojrzałem na swoją twarz, nigdy tak nie wyglądałem. Niczym wrak człowieka, pamiętam tylko gdy moją matkę pożarł na moich oczach tytan wtedy też było mi wszystko jedno..
Lodowata woda, która na szczęście była czysta orzeźwiła mnie i pomogła się obudzić.
Ubrałem na siebie nowy mundur, który podarowała mi Mikasa i wyszedłem z pokoju.
Po drodze spotkałem Hanji, która zaprowadziła mnie siłą na śniadanie, kiedy skończyłem jeść wyszedłem na zewnątrz. Spokojnym krokiem kierowałem się w stronę jakiegoś cichego miejsca. Mógłbym w nim o wszystkich pomyśleć co dotychczas przeżyłem.
Szczerze nie mam pojęcia czym zawiniłem, lub uraziłem kogoś kto tym wszystkim kieruje.
Może samą swoją egzystencją go zdenerwowałem, do takiego stopnia, że w kilka chwil zawaliło mi się całe moje życie.
Nagle usłyszałem za sobą głos Armina. Już po chwili wskoczył mi na drogę.
- Wszędzie Cię szukałem.. - szepnął, wyrównując oddech.
Podparł dłonie o swoje szczupłe biodra.
- Szukałeś mnie? - powtórzyłem zdziwiony.
Armin skinął głową, prostując się.
- Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o urodzinach swojej siostry. - uśmiechnął się, przyglądając mi się uważnie.
Odwzajemniłem uśmiech, chociaż wcale o nich nie pamiętałem.
- Oczywiście, że nie! Jak mógłbym zapomnieć.. - wyszeptałem, czując w środku jak cały płonę ze wstydu.
- Pamiętaj o prezencie! Mikasa wróci za kilka godzin! - krzyknął, wracając do budynku jednostki wojskowej.
- Oczywiście.. - odparłem załamany.
Co takiego mam jej podarować. Czekoladki? A może zwykłe życzenia.
Przecież tyle dla mnie zrobiła, tak bardzo o mnie dbała i próbowała zastępować mi matkę..
Nie czułbym się dobrze, jeślibym tak bardzo to schrzanił.
Nagle, po kilku minutach intensywnego obwiniania się, doznałem oświecenia.
- Kwiaty! Podaruję jej kwiaty! - krzyknąłem zadowolony.
Słyszałem coś o znajdującej się niedaleko łące pełnej pięknych roślin. Szedłem pewnym krokiem przed siebie, licząc tylko i wyłącznie na własną intuicję.
W końcu na nią trafiłem, uśmiech nie schodził z mojej twarzy widząc przed sobą morze rozciągających się kwiatów. Wyglądały niczym jak lawina, a stojąc tak blisko nich mogło się zdawać jakby za sekundę miała cie zmiażdżyć.
Ukląkłem przed nimi i zacząłem je powoli zrywać starając się dobierać je kolorystycznie.
Nagle spośród setek innych spostrzegłem tego jednego. Od razy wydał mi się wyjątkowy. Zerwałem go i przystawiłem sobie do nosa zaciągając się jego aromatycznym zapachem.
Włożyłem go do kieszonki na swojej piersi i trzymając przepiękny bukiet wstałem z ziemi.. gdy przed swoją twarzą, ujrzałem twarz kapitana..
- Rivaille.. ? - wyszeptałem zdziwionym głosem, wpatrując się w jego spokojną twarz.
- Mamy do pogadania, Eren.. - powiedział beznamiętnie, popychając mnie na ziemię.
Z ręki wypadł mi bukiet, rozsypując się.
- Puść mnie! - wrzasnąłem, odpychając jego dłonie.
I tak wiedziałem, że nikt mnie nie usłyszy kiedy zawołam o pomoc..
- Co takiego ubzdurałeś sobie w tej swojej główce.. - rzekł chłodno, a ja znów krzyknąłem aby mnie puścił.
- Myślisz, że gdy mi nie pozwolisz to odejdę. - złapał mnie mocno za policzki. - Biorę to, co do mnie należy. - dodał patrząc na mnie z pogardą.
- Chcę ci coś powiedzieć, już dawno powinienem był to zrobić. - wyszeptałem, rozluźniając swoje pięści. Kapitan zmarszczył brwi, jednak jego uścisk na moim nadgarstku nie zelżał.
- Dobrze wiedziałeś, że w końcu się w tobie zakocham. Prędzej czy później to i tak by nastąpiło. - wyszeptałem
Szarpnął mnie mocno za włosy.
- Posłuchaj Eren.. - patrzył mi prosto w oczy, a jego twarz w tamtym momencie wyrażała dziwne emocje.. - Nic dla mnie nie znaczysz!
- Gdyby tak było zostawiłbyś mnie samego, ale ty zawsze wracasz. I od momentu w którym cię spotkałem zawsze przy mnie byłeś. - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Zamknij się! - warknął siadając na moich biodrach.
- Nie jestem w stanie zrozumieć tylko jednej rzeczy.. dlaczego krzywdzisz osobę, która tak bardzo cię kocha? - zapytałem cicho
Serce w mojej piersi pulsowało wolno, dostosowałem się do jego tempa.
- Przestań wciągać mnie do tych swoich urojeń! Nie chcę nic do ciebie czuć, nie mam zamiaru stracić kolejnej osoby na której mi zależy! - krzyknął bez namysłu, a ja poczułem ulgę.
- Skoro nic do mnie nie czujesz, dlaczego tutaj przyszedłeś? - zapytałem podejrzliwie.
Uśmiechnął się podnosząc moje dłonie nad głowę, i mocno przycisnął je do podłoża.
- Przestań! To boli.. - syknąłem z bólu, kiedy poczułem uderzenie w brzuch.
Zrobił tak jeszcze kilka razy, po czym nachylił się nad moich uchem.
- Nadal myślisz, że cię kocham? - zapytał
- Tak. - odparłem słabo, a on zadał mi jeszcze kilka ciosów.
Zakrztusiłem się krwią, chyba nie byłem w najlepszym stanie. Potem rozciął mi wargę i znów poczułem metaliczny posmak w ustach.
Spojrzałem na niego ze łzami w oczach.
- A teraz? - powtórzył, a ja poczułem zimne ostrze przy skórze swojej szyi.
Uśmiechnąłem się słabo, zamykając oczy. Miałem nadzieję, że wbije mi nóż prosto w gardło on jednak wbił go w ziemię tuż obok mojej głowy.
Pocałował mnie delikatnie w usta. Po chwili ściemniało mi przed oczami, kiedy kopnął mnie butem w głowę. Słyszałem tylko swój oddech i jego również.
Czy miłość zawsze jest taka brutalna? Czy bez litości potrafi zniszczyć człowieka i cały jego świat...?
A potem przez resztę życia karmi nas nadzieją, na to że kiedyś nasz los się odmieni..
Poczułem jak podnosi mnie na rękach i gdzieś niesie. W jego oczach widziałem strach kiedy mnie bił, w jego dotyku niepewność. - to mnie upewniło, że mam rację.
*
Jasne, rażące światło wybudziło mnie z letargu w którym trwałem.
Siedziałem na krześle, a nadgarstki miałem uwięzione w kajdankach. Zdezorientowany, zacząłem panikować wierciłem się na krześle do czasu aż nie poczułem na swojej twarzy zimnej wody.
Podniosłem powoli głowę, starając się za bardzo nie ruszać. Przy każdym najmniejszym ruchu wszystko mnie bolało.
- Rivaille?! - wrzasnąłem, kiedy dotknął mojego policzka. Na dłoniach miał skórzane rękawiczki. Przeniósł palec na moje usta , kiedy chciałem coś powiedzieć.
- Nauczę cię tego, że mnie nie warto jest kochać. - wyszeptał, a ja zauważyłem jak jego dłoń delikatnie zadrżała...
Przyciągnąłem kołdrę pod głowę, otulając się nią. Zamknąłem oczy i już po chwili zasnąłem..
**
Obudziły mnie silne promienie słońca wdzierające się do pokoju przez jedno główne okno.
Było otwarte. Nie przypominam sobie, abym je otwierał.
- O, rany.. - mruknąłem przecierając zmęczoną twarz. Wszedłem do dość obskurnej łazienki w której nie było prysznica, tylko stara i brudna wanna.
Ostrożnie odkręciłem wodę i przetarłem dłonią wiszące nad umywalką zakurzone lustro.
Spojrzałem na swoją twarz, nigdy tak nie wyglądałem. Niczym wrak człowieka, pamiętam tylko gdy moją matkę pożarł na moich oczach tytan wtedy też było mi wszystko jedno..
Lodowata woda, która na szczęście była czysta orzeźwiła mnie i pomogła się obudzić.
Ubrałem na siebie nowy mundur, który podarowała mi Mikasa i wyszedłem z pokoju.
Po drodze spotkałem Hanji, która zaprowadziła mnie siłą na śniadanie, kiedy skończyłem jeść wyszedłem na zewnątrz. Spokojnym krokiem kierowałem się w stronę jakiegoś cichego miejsca. Mógłbym w nim o wszystkich pomyśleć co dotychczas przeżyłem.
Szczerze nie mam pojęcia czym zawiniłem, lub uraziłem kogoś kto tym wszystkim kieruje.
Może samą swoją egzystencją go zdenerwowałem, do takiego stopnia, że w kilka chwil zawaliło mi się całe moje życie.
Nagle usłyszałem za sobą głos Armina. Już po chwili wskoczył mi na drogę.
- Wszędzie Cię szukałem.. - szepnął, wyrównując oddech.
Podparł dłonie o swoje szczupłe biodra.
- Szukałeś mnie? - powtórzyłem zdziwiony.
Armin skinął głową, prostując się.
- Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o urodzinach swojej siostry. - uśmiechnął się, przyglądając mi się uważnie.
Odwzajemniłem uśmiech, chociaż wcale o nich nie pamiętałem.
- Oczywiście, że nie! Jak mógłbym zapomnieć.. - wyszeptałem, czując w środku jak cały płonę ze wstydu.
- Pamiętaj o prezencie! Mikasa wróci za kilka godzin! - krzyknął, wracając do budynku jednostki wojskowej.
- Oczywiście.. - odparłem załamany.
Co takiego mam jej podarować. Czekoladki? A może zwykłe życzenia.
Przecież tyle dla mnie zrobiła, tak bardzo o mnie dbała i próbowała zastępować mi matkę..
Nie czułbym się dobrze, jeślibym tak bardzo to schrzanił.
Nagle, po kilku minutach intensywnego obwiniania się, doznałem oświecenia.
- Kwiaty! Podaruję jej kwiaty! - krzyknąłem zadowolony.
Słyszałem coś o znajdującej się niedaleko łące pełnej pięknych roślin. Szedłem pewnym krokiem przed siebie, licząc tylko i wyłącznie na własną intuicję.
W końcu na nią trafiłem, uśmiech nie schodził z mojej twarzy widząc przed sobą morze rozciągających się kwiatów. Wyglądały niczym jak lawina, a stojąc tak blisko nich mogło się zdawać jakby za sekundę miała cie zmiażdżyć.
Ukląkłem przed nimi i zacząłem je powoli zrywać starając się dobierać je kolorystycznie.
Nagle spośród setek innych spostrzegłem tego jednego. Od razy wydał mi się wyjątkowy. Zerwałem go i przystawiłem sobie do nosa zaciągając się jego aromatycznym zapachem.
Włożyłem go do kieszonki na swojej piersi i trzymając przepiękny bukiet wstałem z ziemi.. gdy przed swoją twarzą, ujrzałem twarz kapitana..
- Rivaille.. ? - wyszeptałem zdziwionym głosem, wpatrując się w jego spokojną twarz.
- Mamy do pogadania, Eren.. - powiedział beznamiętnie, popychając mnie na ziemię.
Z ręki wypadł mi bukiet, rozsypując się.
- Puść mnie! - wrzasnąłem, odpychając jego dłonie.
I tak wiedziałem, że nikt mnie nie usłyszy kiedy zawołam o pomoc..
- Co takiego ubzdurałeś sobie w tej swojej główce.. - rzekł chłodno, a ja znów krzyknąłem aby mnie puścił.
- Myślisz, że gdy mi nie pozwolisz to odejdę. - złapał mnie mocno za policzki. - Biorę to, co do mnie należy. - dodał patrząc na mnie z pogardą.
- Chcę ci coś powiedzieć, już dawno powinienem był to zrobić. - wyszeptałem, rozluźniając swoje pięści. Kapitan zmarszczył brwi, jednak jego uścisk na moim nadgarstku nie zelżał.
- Dobrze wiedziałeś, że w końcu się w tobie zakocham. Prędzej czy później to i tak by nastąpiło. - wyszeptałem
Szarpnął mnie mocno za włosy.
- Posłuchaj Eren.. - patrzył mi prosto w oczy, a jego twarz w tamtym momencie wyrażała dziwne emocje.. - Nic dla mnie nie znaczysz!
- Gdyby tak było zostawiłbyś mnie samego, ale ty zawsze wracasz. I od momentu w którym cię spotkałem zawsze przy mnie byłeś. - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Zamknij się! - warknął siadając na moich biodrach.
- Nie jestem w stanie zrozumieć tylko jednej rzeczy.. dlaczego krzywdzisz osobę, która tak bardzo cię kocha? - zapytałem cicho
Serce w mojej piersi pulsowało wolno, dostosowałem się do jego tempa.
- Przestań wciągać mnie do tych swoich urojeń! Nie chcę nic do ciebie czuć, nie mam zamiaru stracić kolejnej osoby na której mi zależy! - krzyknął bez namysłu, a ja poczułem ulgę.
- Skoro nic do mnie nie czujesz, dlaczego tutaj przyszedłeś? - zapytałem podejrzliwie.
Uśmiechnął się podnosząc moje dłonie nad głowę, i mocno przycisnął je do podłoża.
- Przestań! To boli.. - syknąłem z bólu, kiedy poczułem uderzenie w brzuch.
Zrobił tak jeszcze kilka razy, po czym nachylił się nad moich uchem.
- Nadal myślisz, że cię kocham? - zapytał
- Tak. - odparłem słabo, a on zadał mi jeszcze kilka ciosów.
Zakrztusiłem się krwią, chyba nie byłem w najlepszym stanie. Potem rozciął mi wargę i znów poczułem metaliczny posmak w ustach.
Spojrzałem na niego ze łzami w oczach.
- A teraz? - powtórzył, a ja poczułem zimne ostrze przy skórze swojej szyi.
Uśmiechnąłem się słabo, zamykając oczy. Miałem nadzieję, że wbije mi nóż prosto w gardło on jednak wbił go w ziemię tuż obok mojej głowy.
Pocałował mnie delikatnie w usta. Po chwili ściemniało mi przed oczami, kiedy kopnął mnie butem w głowę. Słyszałem tylko swój oddech i jego również.
Czy miłość zawsze jest taka brutalna? Czy bez litości potrafi zniszczyć człowieka i cały jego świat...?
A potem przez resztę życia karmi nas nadzieją, na to że kiedyś nasz los się odmieni..
Poczułem jak podnosi mnie na rękach i gdzieś niesie. W jego oczach widziałem strach kiedy mnie bił, w jego dotyku niepewność. - to mnie upewniło, że mam rację.
*
Jasne, rażące światło wybudziło mnie z letargu w którym trwałem.
Siedziałem na krześle, a nadgarstki miałem uwięzione w kajdankach. Zdezorientowany, zacząłem panikować wierciłem się na krześle do czasu aż nie poczułem na swojej twarzy zimnej wody.
Podniosłem powoli głowę, starając się za bardzo nie ruszać. Przy każdym najmniejszym ruchu wszystko mnie bolało.
- Rivaille?! - wrzasnąłem, kiedy dotknął mojego policzka. Na dłoniach miał skórzane rękawiczki. Przeniósł palec na moje usta , kiedy chciałem coś powiedzieć.
- Nauczę cię tego, że mnie nie warto jest kochać. - wyszeptał, a ja zauważyłem jak jego dłoń delikatnie zadrżała...
Czuje nie dosyt XD Ale rozdział jak zwykle genialny!! Czekam na więcej z wielkim zniecierpliwieniem <3 wiedz, że codziennie odwiedzam twego bloga c:
OdpowiedzUsuńps: Kiedy kolejna notka?? *3*
Hikasa
Dziekuje za komentarz :) bardzo się cieszę, że codzienne odwiedzasz mojego bloga i czytasz te moje wypociny ^~^ a nastepny rozdział pojawi się najwcześniej w środe, lub czwartek.Pozdrawiam ^^
Usuńświetny rozdział *.* nie mogę się doczekać następnego !! czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Nah. Na początku jak czytałam Twoje opowiadanie to zdecydowanie mi się nie podobało. Ale brnęłam dalej z racji na paring.. A teraz szczerze mówiąc przyznam, że jest już zdecydowanie lepiej. I czekam na następny rozdział. Jedyne co nadal średnio mi się podoba to narracja pierwszoosobowa, no ale, wiadomo, jeśli wolisz tak pisać, to Twoja sprawa :)
OdpowiedzUsuńJa chce dalej. ;_; Skończyłaś to w najlepszym momencie. Mam nadzieje, że następny rozdział będzie jak najszybciej oraz, że będzie równie ciekawy. :D
OdpowiedzUsuńGenialne! Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Potwornie mi się podoba, jest dość nieprzewidywalnie, nietuzinkowo. Pozdrawiam serdecznie, życzę weny.
OdpowiedzUsuńo bożeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeew takim momencie ajjjjjjjjjj !
OdpowiedzUsuńTy polsacie!
OdpowiedzUsuń