Kapral zerwał się z łóżka na równe nogi... Znów ten koszmar, ten sam od trzech miesięcy. Wykańcza go psychicznie.
Wziął kilka głębszych wdechów i starł krople pota z czoła. Spojrzał na świecący księżyc za oknem. Jego światło było tak silne, że objął cały pokój Kaprala światłem.
Dobrze wie, że nie zaśnie już tej nocy. Czując chłód pod stopami przeszedł się po zimnej posadzce do kuchni.
Chwycił szklankę, ale ta wypadła mu z rąk rozbijając się na dziesiątki drobnych kawałków.
-Niech to szlag. - syknął pod nosem zbierając lśniące w świetle księżyca odłamki.
Nie może pozbyć się wyrzutów sumienia. Demony przeszłości nawiedzają go bardzo często. Mógł przecież zrobić jeszcze coś. Wszystko byłoby lepsze od tego co zrobił.
Zamyka oczy i widzi zakrwawione twarze dziesiątki dzieci. Nie zdołał uratować ich przed tragiczną śmiercią. Ból jakiego doznały nieporównywalny jest z niczym innym.
Nigdy sobie tego nie wybaczy.
Wioskę zaatakowały bezduszne tytany. Nie skończyło się jak zwykle. Były zbyt silne i przebiegłe. Jeden z nich napadł na przedszkole. Kapral próbował zabić go zanim
zrobi krzywdę bezbronnym dzieciom. Nie zdążył. Tytan rozerwał ich małe ciała na kawałki i porozrzucał je po okolicy.
Kapral pamięta tylko jak sparaliżował go strach. Pierwszy raz od lat poczuł jak to jest. Potem ogarnął go szał, ale nawet posiekanie tego ohydztwa nie zwróci życia
zabitym.
Kapral zdjął z siebie przemoczone ubrania i wszedł pod prysznic. Może łudził się, że woda oczyści także jego sumienie.
Zamknął powieki czując napływ ciepłej cieczy.. w powietrzu unosił się zapach wanilii.
Mimo tego wszystkiego co się wydarzyło nie odszedł z wojska.
Rano miał poznać kolejnych chętnych rekrutów.
Jego zadaniem było traktować ich jak najgorzej. Próbować złamać ich psychicznie. W ten sposób Kapral wyżywał się na innych ludziach.
Ubrał swój mundur i powoli zapinał guziki.
- Znów te cholerne dzieciaki. - zaklął pod nosem wychodząc z domu. Było już widno i księżyc zniknął.
Delikatne promienie słońca dotykały pochmurnej twarzy Kaprala, ale nic nie da rady jej rozchmurzyć.
Rivaille miał przedziwny charakter, Wszyscy w okół czuli do niego respekt ale był on zmieszany z nienawiścią. Levi nie miał żadnych przyjaciół, nikt nie zasłużył na takie miano. Był samotnikiem i to odbiło się na jego charakterze. Jak miał zaufać komukolwiek skoro ledwo powstrzymuje się aby nie przestać ufać samemu sobie.
Młodzi rekruci stali już na placu czekając na przybycie kata.
Tak nazywali go wszyscy. Kapral zbliżał się do nich a wszyscy momentalnie przyjęli wyprostowaną postawę. Wiedzieli, że nie ma z nim żartów. Kiedy się rozzłości nie panuje nad sobą.
Młody chłopak o imieniu Eren nie miał pojęcia kim jest ten człowiek. Nigdy nic o nim nie słyszał. Pochodził z biednej rodziny, w innej wiosce. Spóźnienie na zajęcia nie przeszło bez echa.
Kiedy chłopak dołączył obok innych Kapral stanął naprzeciwko niego i tymi czarnymi jak węgiel tęczówkami wpatrywał się w zdezorientowaną twarz bruneta.
- Przepraszam za spóźnienie! - krzyknął w panice
Czarnowłosy beznamiętnie odrzekł
- Myślisz, że te słowa wystarczą?
Chłopak nieśmiało kiwnął głową.
- To wiedz, że one gówno znaczą.
Brunet zacisnął pięści, ale nic więcej nie powiedział.
-I tak zapewne jesteście do niczego - powiedział wyciągając zza paska stalową pałkę.
Eren i pozostali otworzyli szerzej oczy. Byli w szoku.
- Co ma Kapral zamiar z tym robić? - zapytał jeden ze stojących w szeregu chłopców.
Czarnowłosy podszedł do niego i uderzył go z impetem w brzuch. Chłopak zwinął się z bólu.
- Właśnie to. - odparł stając przed szeregiem.
Jego spojrzenie padło na pewnie stojącego Erena.
Trening jaki Kapral im zafundował był naprawdę wyczerpujący. Przetrwało tylko sześć z dwudziestu osób. Wśród nich był Eren. Poradził sobie z bólem i zmęczeniem. Ale to dopiero początek drogi.
Super rozdział. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńGdzie nowy rozdział ???? :( :( :( :( :( :( :( :( :(
OdpowiedzUsuń